- I
teraz w prawo – powiedziała odpinając powoli pasy – Dzięki – uśmiechnęła się.
-
Nie ma sprawy – odpowiedział patrząc na dziewczynę – Hmm – mruknął.
-
Coś się stało? – zapytała zdziwiona wyrazem twarzy Aarona.
-
Nie, nic. Po prostu przypominasz mi kogoś. Nie spotkaliśmy się wcześniej może?
– zapytał zastanawiając się nad tym, gdy Laura doznała właśnie mikro zawału.
Nie.
To nie to. Rok temu musiał widzieć mnie wtedy w szatni. Na pewno. A teraz się
uspokój i odpowiedz mu w końcu.
-
Wydaje mi się, że zapamiętałabym to – odparła uspokajając się – Jeszcze raz
dziękuję. Do zobaczenia – pożegnała się i wysiadła nie czekając na odpowiedź.
Aby nie wyglądało to nazbyt dziwnie z jej strony, szatynka odwróciła się w
połowie drogi i pomachała mężczyźnie na pożegnanie. Kąciki ust piłkarza
powędrowały w górę i odprowadzając dziewczynę wzrokiem wrzucił wsteczny i
ruszył w kierunku swojego mieszkania. Musiał być naprawdę zmęczony, skoro
widząc dziewczynę drugi raz z bliska zaczął doszukiwać się czegoś głębszego.
Już dawno tego nie robił, można by powiedzieć, że dawno przestał to robić. W
aktualnej sytuacji czuł się bardzo dobrze. Od czasu do czasu wracały
wspomnienia i sumienie dawało o sobie znać, ale to, co zrobił zapewniło mu
spokój i możliwość robienia tego, co kocha. Nawet, jeśli wymagało to od niego
tak drastycznych kroków.
Potrząsnął
głową odsuwając natłok myśli i skupił się na prowadzeniu samochodu.
Argent rozkoszowała się gorącą odprężającą
kąpielą. Po kilkukrotnym przemyśleniu całej sytuacji, doszła do wniosku, że
jest nieco przewrażliwiona. Musi trochę odpuścić i przestać doszukiwać się
problemów tam, gdzie ich nie ma. Od teraz. Nikt na to nie wpadł do tej pory,
więc dlaczego miałoby być inaczej? Koniec ze stresem.
Minęło kilka dni, odkąd Laura zmieniła swoje
podejście do całej sytuacji i musiała przyznać, że był to bardzo dobry pomysł.
Póki co wszystko się układało. Hector chyba zrezygnował z dochodzenia, czy jego
podejrzenia są słuszne i czasem zdarzała się między nimi krótka wymiana zdań.
Natomiast związek Lydii powoli nabierał
rumieńców. Tak, razem z „panem od psa” postanowili spróbować czegoś więcej.
Właśnie dzisiejszego dnia Martin miała zamiar poinformować o tym przyjaciółkę.
Ostatnio ciągle się mijały, a ich rozmowa polegała na szybkiej wymianie zdań.
Były dla siebie niemalże jak siostry i Lydia jak najszybciej chciała podzielić
się wszystkim z Argent..
Siedziała
właśnie na blacie przy oknie w kuchni wypatrując przyjaciółki. Po kilku
minutach na podjazd wjechał ciemny samochód, z którego wysiadła Laura.
Uśmiechnęła się do kierowcy i ruszyła w kierunku drzwi. Czyżby rudowłosa
również miała dowiedzieć się dzisiaj czegoś ciekawego?
-
Cześć! – powiedziała uśmiechnięta szatynka wchodząc do kuchni – Co słychać? –
zapytała odkładając plecak.
-
Miałam pytać o to samo – odparła uśmiechając się porozumiewawczo. Laura
zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia, lecz orientując się, gdzie siedzi jej
przyjaciółka, pokiwała głową.
-
Nie tym razem – odpowiedziała – To Aaron, podrzucił mnie dzisiaj po skończonym
treningu. Teraz twoja kolej.
-
Em… Czy w przyszłym, bądź jeszcze następnym tygodniu zechcesz poświęcić jeden
wieczór? Chciałabym ci kogoś przedstawić.
-
Czy… - zaczęła Laura i uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd białych zębów –
Naprawdę? „Pan od psa”? – pytała uradowana.
-
Tak – odparła nieco zawstydzona – Dogadujemy się, lubimy spędzać razem czas i
uznaliśmy, że to wystarczy, żeby pomyśleć o czymś więcej, więc czemu by nie
spróbować? Oczywiście to nic takiego bardzo poważnego…
-
Nie mogę się doczekać, żeby go poznać – odpowiedziała z radością Laura – Wiesz,
że rodzice wrócili? – dodała, gdy sobie przypomniała – Wybacz, że tak zmieniam
temat – zmarszczyła czoło – Najlepsze jest to, że zrobili to tak szybko…
Przerwał
jej dzwonek do drzwi. Dziewczyny spojrzały po sobie zdezorientowane.
-
Może zostawiłaś coś w samochodzie tego piłkarza – powiedziała Lydia, gdy Argent
wyszła z kuchni.
-
Nie, chyba nie… - odparła cicho i otworzyła drzwi – Tata? – wydusiła
zaskoczona.
-
Witaj kochanie – mężczyzna przywitał się i posłał córce delikatny uśmiech.
- Co
ty tu… - zaczęła, gdy gość wszedł do środka.
-
Dzień dobry panie Argent – przywitała się Lydia.
-
Dzień dobry, pięknie dziś wyglądasz – dodał mężczyzna z lekkim zarostem.
-
Dziękuję – uśmiechnęła się serdecznie – Pójdę do siebie, mam parę zakurzonych
książek.
Laura
odprowadziła przyjaciółkę wzrokiem i przeniosła go na ojca.
-
Mogę wiedzieć skąd ta wizyta? I, skoro nie ma z tobą mamy, czy ona o tym wie?
-
Usiądźmy – powiedział starszy Argent i udali się do salonu.
- A
więc…? – zachęciła Laura.
Twarz
siedzącego naprzeciw niej mężczyzny pokryta była subtelnymi zmarszczkami i
kilkudniowym ujarzmionym zarostem. Jasnobłękitne oczy patrzyły z miłością i
troską.
-
Wiesz, że cię kochamy – zaczął – Bardzo. Nasza rodzina ma kilka archaicznych
problemów, które teraz dają się o sobie we znaki. Może to zabrzmi głupio, ale
to, co robimy i to, że bardzo niewiele czasu ci poświęcamy ma za zadanie
odsunąć cię od tego wszystkiego. Nie darowałbym sobie, gdyby cokolwiek ci się
stało - szatynka słuchała z uwagą słów ojca i obserwowała, jak jego oczy powoli
zachodzą mgłą – Tak bardzo chciałbym ci teraz o wszystkim powiedzieć… Ale jeśli
w ciągu kilku tygodni nic się nie zmieni, zrobię to.
-
Tato… - dziewczyna wstała i rzuciła się ojcu w ramiona – Kocham cię… Skończcie
z tym. Zostawcie to i bądźcie tu. Może tego nie widzisz, ale martwię się za
każdym razem, gdy wyjeżdżacie… Czy to, co tam robicie jest w ogóle bezpieczne?
– zapytała wtulając twarz w kurtkę mężczyzny. Chwila ciszy i dziwne napięcie,
jakie wyczuła wystarczyło jej za odpowiedź. Podniosła szybko głowę – Tato??
-
Kocham cię, pamiętaj o tym – odpowiedział całując córkę w czoło, jakby tym
gestem chciał dodać sobie odwagi, a jej spokoju – Muszę iść – powiedział i
podniósł się wysuwając dziewczynę z objęć.
-
Nie, tato nie! – krzyknęła zrywając się na równe nogi.
-
Pisz do mnie codziennie. Wrócimy niedługo – dodał i nim Laura zdążyła cokolwiek
zrobić, wyszedł.
Tak, jak do tej pory nie zdawała sobie z tego
sprawy, tak teraz mając świadomość, że być może widzi ojca po raz ostatni,
dziękowała Bogu za dotychczasową niewiedzę.
Patrzyła
na zamknięte drzwi, gdy po jej policzkach ciekły łzy wielkości ziarenek grochu.
Ostatni raz pozwoliła im wyjechać. Następnym po prostu im na to nie pozwoli.
Kolejnego dnia Laura w niezbyt dobrym
nastroju pojechała na Emirates. Wenger miał do załatwienia kilka spraw i musiał
wyjechać z miasta. Agent przez chwilę czuła się, jakby pod nieobecność dziadka
miała opiekować się całym stadionem. Gdy weszła na boisko od razu zauważyła,
kto tutaj dzisiaj zastępuje Arsene’a.
-
Dzień dobry Thiery – przywitała się drżącym głosem. Starała się zachować
profesjonalnie i nie myśleć o tym, że właśnie stoi obok jednego z wielkich
piłkarzy nie tylko w Arsenalu ale i na świecie.
-
Dzień dobry – odpowiedział – Zastępuję dzisiaj Wengera, ale mam nadzieję, że
nie będzie tak źle – dodał i uśmiechnął się szeroko.
-
Myślę, że będzie w porządku – powiedziała nieco luźniejszym tonem i odetchnęła
cicho. Czemu od razu się tak spięła? Wiadomo, jest utalentowany, sławny, a to,
co wyprawiał na boisku było magią. Lecz jest też człowiekiem, tak jak i Laura.
Rozglądała
się właśnie po boisku i ćwiczących na nim zawodnikach, kiedy jeden z nich
podniósł rękę i uśmiechnął się do niej. Wytężyła wzrok, by go rozpoznać. Aaron.
Szatynka odmachała uśmiechając się delikatnie, gdyż czuła na sobie wzrok
Henry’ego.
-
Integracja jak najbardziej mile widziana – powiedział jak gdyby nigdy nic.
-
Zamieniliśmy kilka słów, kiedy przypadkiem w niego wpadłam na ostatnim treningu
– wyjaśniła zerkając na mężczyznę. Nie chciała żadnych plotek. Nagle wpadła na
genialny pomysł – Nie spodziewałam się, że Arsene Wenger jest tak otwarty na
nowych ludzi. Na przykład ja, jestem tylko studentką medycyny – uśmiechnęła
się. Dobre zagranie. Upewnić kogo się da, że nie ma z nim nic wspólnego.
-
Zawsze taki był – usłyszała po chwili – Każdego nowego pracownika traktował jak
członka rodziny, niezależnie od funkcji, jaką by pełnił. I nadal to robi. A ty
zapewne zostałaś polecona przez dziekana lub rektora, więc tym bardziej stara
się pomóc ci rozwinąć skrzydła.
-
Hm, prawdopodobnie tak – odparła zadowolona i skupiła się na obserwowaniu
ćwiczeń. Pomagało jej to oderwać się od sytuacji, w jakiej się znajduje,
zwłaszcza po wczorajszej wizycie swojego ojca.
Pod koniec treningu Henry sprawdził, czy
Laura go słuchała i uważnie obserwowała zawodników. Ku jego zadowoleniu
odpowiedziała prawie na wszystkie pytania. Podziękowali sobie uściskiem dłoni i
dziewczyna udała się do szatni. W drodze do wyjścia założyła okulary
przeciwsłoneczne, lecz już na zewnątrz musiała je zdjąć.
-
Hej! – usłyszała przed sobą.
-
Cześć – odpowiedziała nieco zaskoczona uśmiechając się dziwnie.
- Wciąż
robisz tę minę na mój widok – stwierdził – Niedobrze… Moje pierwsze wrażenie
było marne?
-
Tak jakby… - powiedziała zdezorientowana swobodnym zachowaniem mężczyzny.
- Da
się to naprawić zaproszeniem na shake’a? – uśmiechnął się, co wywołało u Laury
niekontrolowane uniesienie brwi.
-
Chyba… Za kilka tygodni zaczynam studia i… - zaczęła szukać wymówki i musiała
przyznać, że ta była falstartem.
-
Oh, źle mnie zrozumiałaś – przerwał jej drapiąc się w tył głowy – Nie mam na
myśli jakiegoś podrywu lub randki. Chcę zmazać to, jak wcześniej się
zachowywałem. I żebyś na mój widok nie robiła tego dziwnego uśmiechu – wyjaśnił
i zaczęli się śmiać. Laura odchrząknęła i zanim odpowiedziała upomniała się w
myślach, że to może być podstęp i żeby nie schodzić na temat dziadków, Wengera,
pracy, rodziców i…
- No
niech będzie – powiedziała i nieco spięta pozwoliła się prowadzić.
-
Podoba ci się na Emirates? – zapytał Hector po chwili.
-
Tak, bardzo. Od dziecka interesowałam się piłką, pamiętam jak przychodziłam tu
na mecze… - ugryzła się w język przeklinając w duchu swoje gadulstwo. Pierwsze
pytanie i już poległa – Rodzice przyprowadzali mnie ze sobą – dodała szybko –
No a ty? Jak się tu czujesz? Z tego, co wiem jesteś nowym zawodnikiem…
- Wiedziałem,
że kobiety dużo mówią, ale nie, że aż tak – zaśmiał się poprawiając czarne jak
smoła włosy. Przyszło mu do głowy, że teoria Jon’a się potwierdziła, gdyż
dziewczyna chodziła na mecze z rodzicami, a w takim wypadku Wenger nie mógł być
jej ojcem, lecz zaraz oddalił te myśli. To miała być zwykła rozmowa, a nie
potajemne wyciąganie informacji – Wracając do pytań, to mimo, że pochodzę ze
szkółki Barcelony, nie żałuję, że zostałem wykupiony. Katalończycy, to drużyna
gwiazd i ciężko byłoby mi się przebić do pierwszego składu. A tutaj naprawdę
czuję się, jak w domu i wiem, że warto się starać. Każdy ma równe szanse –
uśmiechnął się.
Słuchając
go, dziewczyna znowu doszła do wniosku, jak wiele straciła przez sytuację
właśnie z nim w roli głównej. Kilkanaście miesięcy wystarczyło przestać interesować
się tym sportem by zapomnieć większość rzeczy.
-
Henry wyjaśnił mi dzisiaj, jak Wenger dba o wszystkich. To piękne, gdy jedna
osoba stara się o każdy szczegół, nie szufladkuje ludzi ze względu na to, co
robią, tylko tworzy jedną wielką rodzinę – powiedziała poprawiając torbę na
ramieniu. Chciała każdym sposobem pokazać mu, że nie ma z Arsenem nic
wspólnego, co nie oznaczało, że to, co właśnie powiedziała było nieprawdą.
- No
tak, masz rację – uśmiechnął się do siebie.
- To
jaki lubisz smak? Pewnie jakieś niskokaloryczne – zmieniła temat, by czuć się
bezpieczniej.
- Co
ty, zawsze biorę podwójną porcję sosu – śmiał się.
-
Wybacz mi, że tak wpadam, ale ludzie z roku chcą zrobić jakiś meeting i chyba
się wybiorę – zakomunikowała Laura wbiegając po schodach.
-
Oh, spoko – odpowiedziała zaskoczona Lydia i uśmiechnęła się bardziej do
siebie, gdyż Argent mignęła w przejściu z prędkością światła – Zjesz chociaż? –
krzyknęła w kierunku schodów.
-
Raczej nie! – usłyszała.
Martin
usadowiła się wygodniej na krześle i ponownie skupiła nad notatkami. Powoli
zaczęła przygotowywać się do rozpoczęcia roku akademickiego. Nauka zwykle
zajmowała dziewczynom tyle samo czasu. Wystarczyło, że przeczytały tekst kilka
razy i zapamiętywały z niego 2/3.
-
Odbyłam dzisiaj rozmowę, która prawdopodobnie oddali ode mnie całe zło i
wszelkie podejrzenia – powiedziała na jednym oddechu szatynka naciągając
sukienkę na uda.
-
Naprawdę? – zapytała Lydia prostując się – Jak to?
-
Nie zapeszając, powiem tylko, że miałaś rację. Czasem trzeba obstawać przy
swoim do skutku.
Martin
zrobiła dumną minę.
- Nie ma za co. Widzisz, warto mnie słuchać.
- Nie ma za co. Widzisz, warto mnie słuchać.
-
Tak jest. Lecę, będę późno więc nie czekaj. Narazie! – powiedziała szybko i
wyszła zostawiając przyjaciółkę z jednym pytaniem: Jak jej się udało wybić to
temu piłkarzowi z głowy?
Czasami
miała wrażenie, że życie składa się z takich zwrotów akcji, jakie bywają w
meczach piłki nożnej. Dobrze, że nie interesuje się tym sportem, bo tylu
„zwrotów” na raz by nie zniosła. Mimo wszystko cieszyła się z takiego nastroju
Argent. Po wczorajszej rozmowie z ojcem dziewczyna była podłamana cały wieczór
i następny ranek. A dzięki braku wolnej chwili mogła zapomnieć na moment o
problemach.
Rudowłosa dziewczyna westchnęła odkładając
komórkę i wzięła do ręki porozrzucane notatki, które zaczęła przeglądać. Nie na
długo, bo po chwili jej telefon zawibrował, co oznaczało że ma nową wiadomość
od pewnego mężczyzny…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz