niedziela, 26 marca 2017

Rozdział 4

- I teraz w prawo – powiedziała odpinając powoli pasy – Dzięki – uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy – odpowiedział patrząc na dziewczynę – Hmm – mruknął.
- Coś się stało? – zapytała zdziwiona wyrazem twarzy Aarona.
- Nie, nic. Po prostu przypominasz mi kogoś. Nie spotkaliśmy się wcześniej może? – zapytał zastanawiając się nad tym, gdy Laura doznała właśnie mikro zawału.
Nie. To nie to. Rok temu musiał widzieć mnie wtedy w szatni. Na pewno. A teraz się uspokój i odpowiedz mu w końcu.
- Wydaje mi się, że zapamiętałabym to – odparła uspokajając się – Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia – pożegnała się i wysiadła nie czekając na odpowiedź. Aby nie wyglądało to nazbyt dziwnie z jej strony, szatynka odwróciła się w połowie drogi i pomachała mężczyźnie na pożegnanie. Kąciki ust piłkarza powędrowały w górę i odprowadzając dziewczynę wzrokiem wrzucił wsteczny i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Musiał być naprawdę zmęczony, skoro widząc dziewczynę drugi raz z bliska zaczął doszukiwać się czegoś głębszego. Już dawno tego nie robił, można by powiedzieć, że dawno przestał to robić. W aktualnej sytuacji czuł się bardzo dobrze. Od czasu do czasu wracały wspomnienia i sumienie dawało o sobie znać, ale to, co zrobił zapewniło mu spokój i możliwość robienia tego, co kocha. Nawet, jeśli wymagało to od niego tak drastycznych kroków.
Potrząsnął głową odsuwając natłok myśli i skupił się na prowadzeniu samochodu.


  Argent rozkoszowała się gorącą odprężającą kąpielą. Po kilkukrotnym przemyśleniu całej sytuacji, doszła do wniosku, że jest nieco przewrażliwiona. Musi trochę odpuścić i przestać doszukiwać się problemów tam, gdzie ich nie ma. Od teraz. Nikt na to nie wpadł do tej pory, więc dlaczego miałoby być inaczej? Koniec ze stresem.

  Minęło kilka dni, odkąd Laura zmieniła swoje podejście do całej sytuacji i musiała przyznać, że był to bardzo dobry pomysł. Póki co wszystko się układało. Hector chyba zrezygnował z dochodzenia, czy jego podejrzenia są słuszne i czasem zdarzała się między nimi krótka wymiana zdań.
  Natomiast związek Lydii powoli nabierał rumieńców. Tak, razem z „panem od psa” postanowili spróbować czegoś więcej. Właśnie dzisiejszego dnia Martin miała zamiar poinformować o tym przyjaciółkę. Ostatnio ciągle się mijały, a ich rozmowa polegała na szybkiej wymianie zdań. Były dla siebie niemalże jak siostry i Lydia jak najszybciej chciała podzielić się wszystkim z Argent..
Siedziała właśnie na blacie przy oknie w kuchni wypatrując przyjaciółki. Po kilku minutach na podjazd wjechał ciemny samochód, z którego wysiadła Laura. Uśmiechnęła się do kierowcy i ruszyła w kierunku drzwi. Czyżby rudowłosa również miała dowiedzieć się dzisiaj czegoś ciekawego?
- Cześć! – powiedziała uśmiechnięta szatynka wchodząc do kuchni – Co słychać? – zapytała odkładając plecak.
- Miałam pytać o to samo – odparła uśmiechając się porozumiewawczo. Laura zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia, lecz orientując się, gdzie siedzi jej przyjaciółka, pokiwała głową.
- Nie tym razem – odpowiedziała – To Aaron, podrzucił mnie dzisiaj po skończonym treningu. Teraz twoja kolej.
- Em… Czy w przyszłym, bądź jeszcze następnym tygodniu zechcesz poświęcić jeden wieczór? Chciałabym ci kogoś przedstawić.
- Czy… - zaczęła Laura i uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd białych zębów – Naprawdę? „Pan od psa”? – pytała uradowana.
- Tak – odparła nieco zawstydzona – Dogadujemy się, lubimy spędzać razem czas i uznaliśmy, że to wystarczy, żeby pomyśleć o czymś więcej, więc czemu by nie spróbować? Oczywiście to nic takiego bardzo poważnego…
- Nie mogę się doczekać, żeby go poznać – odpowiedziała z radością Laura – Wiesz, że rodzice wrócili? – dodała, gdy sobie przypomniała – Wybacz, że tak zmieniam temat – zmarszczyła czoło – Najlepsze jest to, że zrobili to tak szybko…
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Dziewczyny spojrzały po sobie zdezorientowane.
- Może zostawiłaś coś w samochodzie tego piłkarza – powiedziała Lydia, gdy Argent wyszła z kuchni.
- Nie, chyba nie… - odparła cicho i otworzyła drzwi – Tata? – wydusiła zaskoczona.
- Witaj kochanie – mężczyzna przywitał się i posłał córce delikatny uśmiech.
- Co ty tu… - zaczęła, gdy gość wszedł do środka.
- Dzień dobry panie Argent – przywitała się Lydia.
- Dzień dobry, pięknie dziś wyglądasz – dodał mężczyzna z lekkim zarostem.
- Dziękuję – uśmiechnęła się serdecznie – Pójdę do siebie, mam parę zakurzonych książek.
Laura odprowadziła przyjaciółkę wzrokiem i przeniosła go na ojca.
- Mogę wiedzieć skąd ta wizyta? I, skoro nie ma z tobą mamy, czy ona o tym wie?
- Usiądźmy – powiedział starszy Argent i udali się do salonu.
- A więc…? – zachęciła Laura.
Twarz siedzącego naprzeciw niej mężczyzny pokryta była subtelnymi zmarszczkami i kilkudniowym ujarzmionym zarostem. Jasnobłękitne oczy patrzyły z miłością i troską.
- Wiesz, że cię kochamy – zaczął – Bardzo. Nasza rodzina ma kilka archaicznych problemów, które teraz dają się o sobie we znaki. Może to zabrzmi głupio, ale to, co robimy i to, że bardzo niewiele czasu ci poświęcamy ma za zadanie odsunąć cię od tego wszystkiego. Nie darowałbym sobie, gdyby cokolwiek ci się stało - szatynka słuchała z uwagą słów ojca i obserwowała, jak jego oczy powoli zachodzą mgłą – Tak bardzo chciałbym ci teraz o wszystkim powiedzieć… Ale jeśli w ciągu kilku tygodni nic się nie zmieni, zrobię to.
- Tato… - dziewczyna wstała i rzuciła się ojcu w ramiona – Kocham cię… Skończcie z tym. Zostawcie to i bądźcie tu. Może tego nie widzisz, ale martwię się za każdym razem, gdy wyjeżdżacie… Czy to, co tam robicie jest w ogóle bezpieczne? – zapytała wtulając twarz w kurtkę mężczyzny. Chwila ciszy i dziwne napięcie, jakie wyczuła wystarczyło jej za odpowiedź. Podniosła szybko głowę – Tato??
- Kocham cię, pamiętaj o tym – odpowiedział całując córkę w czoło, jakby tym gestem chciał dodać sobie odwagi, a jej spokoju – Muszę iść – powiedział i podniósł się wysuwając dziewczynę z objęć.
- Nie, tato nie! – krzyknęła zrywając się na równe nogi.
- Pisz do mnie codziennie. Wrócimy niedługo – dodał i nim Laura zdążyła cokolwiek zrobić, wyszedł.
  Tak, jak do tej pory nie zdawała sobie z tego sprawy, tak teraz mając świadomość, że być może widzi ojca po raz ostatni, dziękowała Bogu za dotychczasową niewiedzę.
Patrzyła na zamknięte drzwi, gdy po jej policzkach ciekły łzy wielkości ziarenek grochu. Ostatni raz pozwoliła im wyjechać. Następnym po prostu im na to nie pozwoli.

  Kolejnego dnia Laura w niezbyt dobrym nastroju pojechała na Emirates. Wenger miał do załatwienia kilka spraw i musiał wyjechać z miasta. Agent przez chwilę czuła się, jakby pod nieobecność dziadka miała opiekować się całym stadionem. Gdy weszła na boisko od razu zauważyła, kto tutaj dzisiaj zastępuje Arsene’a.
- Dzień dobry Thiery – przywitała się drżącym głosem. Starała się zachować profesjonalnie i nie myśleć o tym, że właśnie stoi obok jednego z wielkich piłkarzy nie tylko w Arsenalu ale i na świecie.
- Dzień dobry – odpowiedział – Zastępuję dzisiaj Wengera, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle – dodał i uśmiechnął się szeroko.
- Myślę, że będzie w porządku – powiedziała nieco luźniejszym tonem i odetchnęła cicho. Czemu od razu się tak spięła? Wiadomo, jest utalentowany, sławny, a to, co wyprawiał na boisku było magią. Lecz jest też człowiekiem, tak jak i Laura.
Rozglądała się właśnie po boisku i ćwiczących na nim zawodnikach, kiedy jeden z nich podniósł rękę i uśmiechnął się do niej. Wytężyła wzrok, by go rozpoznać. Aaron. Szatynka odmachała uśmiechając się delikatnie, gdyż czuła na sobie wzrok Henry’ego.
- Integracja jak najbardziej mile widziana – powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Zamieniliśmy kilka słów, kiedy przypadkiem w niego wpadłam na ostatnim treningu – wyjaśniła zerkając na mężczyznę. Nie chciała żadnych plotek. Nagle wpadła na genialny pomysł – Nie spodziewałam się, że Arsene Wenger jest tak otwarty na nowych ludzi. Na przykład ja, jestem tylko studentką medycyny – uśmiechnęła się. Dobre zagranie. Upewnić kogo się da, że nie ma z nim nic wspólnego.
- Zawsze taki był – usłyszała po chwili – Każdego nowego pracownika traktował jak członka rodziny, niezależnie od funkcji, jaką by pełnił. I nadal to robi. A ty zapewne zostałaś polecona przez dziekana lub rektora, więc tym bardziej stara się pomóc ci rozwinąć skrzydła.
- Hm, prawdopodobnie tak – odparła zadowolona i skupiła się na obserwowaniu ćwiczeń. Pomagało jej to oderwać się od sytuacji, w jakiej się znajduje, zwłaszcza po wczorajszej wizycie swojego ojca.

  Pod koniec treningu Henry sprawdził, czy Laura go słuchała i uważnie obserwowała zawodników. Ku jego zadowoleniu odpowiedziała prawie na wszystkie pytania. Podziękowali sobie uściskiem dłoni i dziewczyna udała się do szatni. W drodze do wyjścia założyła okulary przeciwsłoneczne, lecz już na zewnątrz musiała je zdjąć.
- Hej! – usłyszała przed sobą.
- Cześć – odpowiedziała nieco zaskoczona uśmiechając się dziwnie.
- Wciąż robisz tę minę na mój widok – stwierdził – Niedobrze… Moje pierwsze wrażenie było marne?
- Tak jakby… - powiedziała zdezorientowana swobodnym zachowaniem mężczyzny.
- Da się to naprawić zaproszeniem na shake’a? – uśmiechnął się, co wywołało u Laury niekontrolowane uniesienie brwi.
- Chyba… Za kilka tygodni zaczynam studia i… - zaczęła szukać wymówki i musiała przyznać, że ta była falstartem.
- Oh, źle mnie zrozumiałaś – przerwał jej drapiąc się w tył głowy – Nie mam na myśli jakiegoś podrywu lub randki. Chcę zmazać to, jak wcześniej się zachowywałem. I żebyś na mój widok nie robiła tego dziwnego uśmiechu – wyjaśnił i zaczęli się śmiać. Laura odchrząknęła i zanim odpowiedziała upomniała się w myślach, że to może być podstęp i żeby nie schodzić na temat dziadków, Wengera, pracy, rodziców i…
- No niech będzie – powiedziała i nieco spięta pozwoliła się prowadzić.
- Podoba ci się na Emirates? – zapytał Hector po chwili.
- Tak, bardzo. Od dziecka interesowałam się piłką, pamiętam jak przychodziłam tu na mecze… - ugryzła się w język przeklinając w duchu swoje gadulstwo. Pierwsze pytanie i już poległa – Rodzice przyprowadzali mnie ze sobą – dodała szybko – No a ty? Jak się tu czujesz? Z tego, co wiem jesteś nowym zawodnikiem…
- Wiedziałem, że kobiety dużo mówią, ale nie, że aż tak – zaśmiał się poprawiając czarne jak smoła włosy. Przyszło mu do głowy, że teoria Jon’a się potwierdziła, gdyż dziewczyna chodziła na mecze z rodzicami, a w takim wypadku Wenger nie mógł być jej ojcem, lecz zaraz oddalił te myśli. To miała być zwykła rozmowa, a nie potajemne wyciąganie informacji – Wracając do pytań, to mimo, że pochodzę ze szkółki Barcelony, nie żałuję, że zostałem wykupiony. Katalończycy, to drużyna gwiazd i ciężko byłoby mi się przebić do pierwszego składu. A tutaj naprawdę czuję się, jak w domu i wiem, że warto się starać. Każdy ma równe szanse – uśmiechnął się.
Słuchając go, dziewczyna znowu doszła do wniosku, jak wiele straciła przez sytuację właśnie z nim w roli głównej. Kilkanaście miesięcy wystarczyło przestać interesować się tym sportem by zapomnieć większość rzeczy.
- Henry wyjaśnił mi dzisiaj, jak Wenger dba o wszystkich. To piękne, gdy jedna osoba stara się o każdy szczegół, nie szufladkuje ludzi ze względu na to, co robią, tylko tworzy jedną wielką rodzinę – powiedziała poprawiając torbę na ramieniu. Chciała każdym sposobem pokazać mu, że nie ma z Arsenem nic wspólnego, co nie oznaczało, że to, co właśnie powiedziała było nieprawdą.
- No tak, masz rację – uśmiechnął się do siebie.
- To jaki lubisz smak? Pewnie jakieś niskokaloryczne – zmieniła temat, by czuć się bezpieczniej.
- Co ty, zawsze biorę podwójną porcję sosu – śmiał się.


- Wybacz mi, że tak wpadam, ale ludzie z roku chcą zrobić jakiś meeting i chyba się wybiorę – zakomunikowała Laura wbiegając po schodach.
- Oh, spoko – odpowiedziała zaskoczona Lydia i uśmiechnęła się bardziej do siebie, gdyż Argent mignęła w przejściu z prędkością światła – Zjesz chociaż? – krzyknęła w kierunku schodów.
- Raczej nie! – usłyszała.
Martin usadowiła się wygodniej na krześle i ponownie skupiła nad notatkami. Powoli zaczęła przygotowywać się do rozpoczęcia roku akademickiego. Nauka zwykle zajmowała dziewczynom tyle samo czasu. Wystarczyło, że przeczytały tekst kilka razy i zapamiętywały z niego 2/3.
- Odbyłam dzisiaj rozmowę, która prawdopodobnie oddali ode mnie całe zło i wszelkie podejrzenia – powiedziała na jednym oddechu szatynka naciągając sukienkę na uda.
- Naprawdę? – zapytała Lydia prostując się – Jak to?
- Nie zapeszając, powiem tylko, że miałaś rację. Czasem trzeba obstawać przy swoim do skutku.
Martin zrobiła dumną minę.
- Nie ma za co. Widzisz, warto mnie słuchać.
- Tak jest. Lecę, będę późno więc nie czekaj. Narazie! – powiedziała szybko i wyszła zostawiając przyjaciółkę z jednym pytaniem: Jak jej się udało wybić to temu piłkarzowi z głowy?
Czasami miała wrażenie, że życie składa się z takich zwrotów akcji, jakie bywają w meczach piłki nożnej. Dobrze, że nie interesuje się tym sportem, bo tylu „zwrotów” na raz by nie zniosła. Mimo wszystko cieszyła się z takiego nastroju Argent. Po wczorajszej rozmowie z ojcem dziewczyna była podłamana cały wieczór i następny ranek. A dzięki braku wolnej chwili mogła zapomnieć na moment o problemach.

  Rudowłosa dziewczyna westchnęła odkładając komórkę i wzięła do ręki porozrzucane notatki, które zaczęła przeglądać. Nie na długo, bo po chwili jej telefon zawibrował, co oznaczało że ma nową wiadomość od pewnego mężczyzny…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz