Musiała uciekać. Ścisnęła mocno plik kartek i
kątem oka zauważyła windę.
-
Muszę iść – rzuciła szybko i prawie biegnąc dotarła do windy.
-
Czekaj! – usłyszała za sobą, lecz nie zatrzymała się i bez podnoszenia wzroku
wcisnęła energicznie przycisk zamykający drzwi. Serce waliło jej tak mocno, iż
zaczęła obawiać się, że zaraz wyskoczy jej z piersi.
Uspokajając oddech wybrała numer piętra i
modliła się, by jego tam nie było. Musi powiedzieć Wengerowi, że ktoś wie. Że
są w niebezpieczeństwie. Wiedziała, że to zły pomysł. Wystarczyło, by
przekroczyła próg stadionu, a już stanęła oko w oko z zagrożeniem.
Dźwięk windy wyrwał ją z zamyślenia i
dziewczyna biegiem ruszyła wzdłuż korytarza modląc się, by na nikogo tym razem
nie wpaść. Poczuła ulgę, gdy w oddali zobaczyła duże drzwi z ciemnego drewna,
na których, gdy się zbliżyła, zauważyła napis złożony ze złotych liter: Gabinet managera. Arsene Wenger.
Zapukała szybko, oglądając się za siebie.
Przeraziła się, gdy w pobliżu windy mignęła jej czyjaś sylwetka, więc bez
zaproszenia wpadła do środka.
-
Pro... Lauro, wszystko w porządku? - zapytał starszy mężczyzna podnosząc się z
czarnego skórzanego fotela. Za nim znajdowały się dwa ogromne okna, które
dawały piękny widok na trybuny i murawę. Po lewej ścianę zdobiły fotografie
ważnych zasłużonych osób, a pod nimi znajdowała się ciemnoczerwona kanapa.
Dziewczyna uspokajała oddech i układała sobie
w głowie, od czego zacząć, gdy zrozumiała, jak to wszystko by wyglądało.
Poskarży mu się, że ktoś wie kim jest i co dalej? Wyrzuci go z drużyny, czy
będzie błagał, żeby nic nie mówił? Poza tym, czy on rzeczywiście wie? Przecież
nie powiedział tego wprost...
-
Dzień dobry dziadku – powiedziała uspokajając się – Bałam się, że cię nie
zastanę – uśmiechnęła się szeroko i postanowiła o niczym mu nie mówić. Nie była
pewna, o co chodziło temu mężczyźnie. Jeszcze wywołałaby niepotrzebne
zamieszanie.
-
Jestem w biurze cały dzień, myślałem, że wiesz – odparł wciąż jeszcze zdziwiony
takim przybyciem swojej wnuczki. Laura spojrzała na niego i dotarło do niej, że
było to marne wytłumaczenie. Postanowiła zmienić temat.
-
Khm, tutaj mam wszystko, co trzeba – zaczęła układając dokumenty, które kilka
minut temu zbierała z podłogi – Zdecydowałam się podjąć pracę w tym miejscu. O
ile oferta jest wciąż aktualna... – dodała widząc zdziwioną minę na twarzy
Wengera.
-
Um, tak. Jak najbardziej – powiedział potrząsając delikatnie głową – Po prostu
nie spodziewałem się, że tak szybko zgodzisz się na to – kontynuował
poprawiając czerwony krawat – Usiądź – dodał już mniej spięty i spojrzał na
wnuczkę – Jesteś pewna?
Dziewczyna wpatrywała się w widok za oknem,
który przedstawiał wnętrze stadionu rozciągający się za plecami dziadka. Zieleń
murawy była słodko soczysta, nic dziwnego, że była jedną z najlepszych w
Premier League.
-
Tak – odparła wyrywając się z zamyślenia.
-
Szczerze mówiąc byłem pewien, że odmówisz. Wcześniejsze zachowanie rodziców i
teraz taka nagła zmiana ich działania… Obawiałem się, że będziesz mieć ich
dość.
-
Nie chcę o nich myśleć – urwała – A tym bardziej o tym, czy idę im na rękę, czy
nie… Dziadku – dodała ciszej – Zapomniałam, jaką miłością była dla mnie piłka.
I jaką frajdę sprawiało mi oglądanie jej z tobą. Chcę znów to poczuć –
skończyła i uśmiechnęła się szczerze.
-
Nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi sprawiasz – odpowiedział Wenger, sięgając
po dokumenty przyniesione przez Laurę – Byłaś dość spięta, gdy tu weszłaś.
Naprawdę myślałem, że…
- To
nic takiego – urwała z nieco nerwowym uśmiechem, gdy w myśli znów pojawił się
obraz tego piłkarza.
Swoją drogą od sytuacji mającej miejsce ponad
rok temu, Laura odpuściła swoje zainteresowanie Arsenalem. Trochę ze strachu,
trochę przez trudny rok na studiach… Obiecała sobie teraz, że dokładnie
sprawdzi wszystkich zawodników i nowinki transferowe. Miała cichą nadzieję, że
akurat ten zostanie wypożyczony na nadchodzący sezon.
-
Dziadku – zaczęła – Ilu zawodników wypożyczasz w tym roku? – zapytała,
uważając, że najlepiej od razu zacząć zbierać informacje. Pytanie Laury nieco
zbiło z tropu mężczyznę wypełniającego pisma.
-
Kilku na pewno – zamyślił się opadając na oparcie skórzanego fotela – Masz na
myśli kogoś konkretnego?
-
Chodzi mi o piłkarza, który zaliczył piękną bramkę wtedy, gdy zabłądziłam do
szatni zawodników.
-
Hmm – mruknął i zaczął błądzić wzrokiem po suficie – Hector Bellerin – odparł
zadowolony zarówno ze swej niezawodnej pamięci, jak i z wyczynu piłkarza.
Dziewczyna, słysząc nazwisko, poczuła
przechodzący jej ciało dreszcz, tak jak niespełna pół godziny wcześniej.
Oczywiście, że je pamiętała, lecz natłok myśli zepchnął je na dalszy plan i
dopiero wypowiedziane w jej obecności powróciło ze wszystkimi wspomnieniami.
- No
tak. Wyleciało mi z głowy – odpowiedziała patrząc na dziadka uzupełniającego
umowę – Wypożyczasz go?
-
Nie. Zeszły sezon spędził w Watford. W tym dam mu szansę. Jego dobry
przyjaciel, Jon Toral wskoczy do Hull, albo… nie wiem jeszcze nic na sto
procent. Czekam na oferty – odpowiedział uśmiechając się do wnuczki.
-
Hector Bellerin.
Słysząc swoje nazwisko mężczyzna się
wzdrygnął. Po chwili ponownie przeszły go ciarki. Raz – nie lubił, wręcz nie w
jego stylu leżało podsłuchiwanie, a dwa – rozmawiali o nim. Czyli coś musiało
być na rzeczy. Może faktycznie wiedział zbyt dużo.
Ale
nikt mu niczego przypadkiem nie powiedział, ani też niczego niepożądanego nie usłyszał.
No, może z wyjątkiem tego sprzed roku, gdy chciał wrócić się do tego gabinetu,
ale Wenger już z kimś rozmawiał przez telefon, a to też nie było nic jasnego,
po prostu wyrwane z kontekstu.
Po prostu
to zauważył. Nic więcej! Nie może tego tak zostawić. Musi to przerwać. Wejdzie
tam i… No właśnie. I? Może lepiej poczeka, aż tajemnicza dziewczyna
prawdopodobnie rujnująca mu w tym momencie karierę opuści gabinet szefa i wtedy
zacznie działać…
Z tą jakże optymistyczną myślą ukrył się za
rogiem i czekał.
Siedziała wygodnie i czekała. Po dziesięciu
minutach Arsene przekazał jej najważniejsze informacje. Od jutra ma zacząć.
Będzie obowiązywał ją służbowy strój, lecz póki co, nieco za duży, gdyż jest on
szyty na miarę, a to wymaga czasu.
-
Mówiłaś mamie o swojej decyzji? – zapytał Wenger odprowadzając wnuczkę do drzwi
gabinetu.
-
Jeszcze nie. Niech żyją chwilę w niepewności. Zresztą wątpię, żeby akurat teraz
się nad tym zastanawiali. Przecież dbają o moje bezpieczeństwo – odparła z nutą
ironii.
-
Lauro… – westchnął.
-
Tak, wiem. Starają się – powiedziała twardo.
- W
takim razie widzimy się jutro o 11:00. Naprawdę się cieszę – dodał z radością
wypisaną na twarzy, chcąc poprawić wnuczce nastrój. Chciał, aby widziała, że ma
kogoś, kto ją kocha i chce się o nią troszczyć.
- Do
widzenia – pożegnała się i wyszła.
- Do
widzenia – odpowiedział i po chwili wysunął dłoń w kierunku srebrnej matowej
klamki chcąc zamknąć drzwi, gdy nagle wykonywaną czynność przerwało mu
energiczne pukanie do drzwi.
-
Dzień dobry szefie – usłyszał i spojrzał na zawodnika swojej drużyny nieco
zaskoczony.
-
Coś się stało? – zapytał otwierając szerzej drzwi.
-
Nie, to znaczy… - zaczął lekko podenerwowany – Ja naprawdę o niczym nie wiem.
Proszę uwierzyć. Czuję się tu, jak w domu. Staram się, jak inni, nie chcę by
jedno wyda…
-
Hector, ale wydawało mi się, że wspominałem ci o wypożyczeniu. Toral, owszem
musi odejść na jakiś czas do innego klubu, szkoda by siedział jedynie na ławce,
lub na trybunach. Ale ty, zostajesz…
W miarę słuchania, z każdym kolejnym słowem
twarz piłkarza wyrażała od zaniepokojenia, przez niezrozumienie po ulgę. Choć
może jednak nie…
-
Czyli nie wyrzuci mnie pan? – zapytał unosząc prawą brew.
- A
mam ku temu powód? – odparł coraz bardziej poirytowany tą rozmową Arsene –
Wybacz, ale czy my na pewno mówimy o tym samym? – zapytał kładąc dłoń na
ramieniu rozmówcy.
-
Tak – odpowiedział starając się, by Wenger nie wyczuł jego spiętych mięśni – O
wypożyczeniu. Po prostu zacząłem się zastanawiać, czy szef nie zmienił zdania –
dodał wzruszając ramionami, by zwiększyć wiarygodność swoich słów.
-
Wszystko zostaje po staremu – odparł z delikatnym uśmiechem.
-
Dziękuję. Wracam do treningu – powiedział i odszedł w stronę windy.
Wenger
odprowadził go wzrokiem. Zmarszczki na czole były oznaką, że głęboko
zastanawiał się nad zakończoną przed momentem rozmową.
Albo jej się wydawało, albo kątem oka
zauważyła cień przy drzwiach, gdy rozglądała się po gabinecie dziadka, gdy ten
zajmował się dokumentami. Przez te lata nieobecności rodziców nauczyła się dostrzegać
wokół siebie wiele szczegółów. Po części nauczono ją tego, ze względu na
bezpieczeństwo, a raczej jego brak.
Drzwi w pomieszczeniu były dźwiękoszczelne,
ale gdyby w całkowitej ciszy – tak, jak dzisiaj – stanąć przy nich i spróbować,
to z pewnością dałoby się zrozumieć kilka słów.
Kurczę.
Co,
jeśli ktoś wpadł na jej trop? Nie, to niemożliwe. Tyle lat nic… Ale jest on.
Wiedziała dobrze, co oznaczało to spojrzenie. Przecież, gdy je napotkała, od
razu uciekła. Czy za nią pobiegł? Zdziwiłaby się, gdyby tego nie zrobił.
A więc, drogą dedukcji, prawdopodobnie to on
podsłuchiwał. Tu rodzi się kolejne pytanie: czy warto byłoby zawracać tym głowę
dziadkowi? I czy by w to wszystko uwierzył? Nie może tego tak zostawić. Jeśli
jest jakieś podejrzenie trzeba je potwierdzić lub obalić. Zwłaszcza, gdy jest
się w takiej sytuacji jak Laura…
Dziewczyna po szybkiej analizie zawróciła i
przyspieszyła kroku. Gdy zbliżała się do ostatniego zakrętu, usłyszała rozmowę.
Nie zwróciłaby na nią uwagi, gdyby nie głos Wengera. Podeszła do ściany i
powoli wychyliła głowę. Dziadek rozmawiał… z nim. Serce jej stanęło. Naprawdę
nie spała całą noc i myślała nad podjęciem decyzji. Ostatnim, czego by teraz
chciała, to narobić wszystkim kłopotów. I to pierwszego dnia.
Wytężyła
słuch i starała się coś wyłapać. Usłyszała tylko Toral… powód… trening… Stała
za daleko, ale wszystko zdawało się być w porządku.
Nagle Bellerin odwrócił się i ruszył w jej
stronę. Laura ocknęła się z zamyślenia, odwróciła na pięcie i nie wiedząc czemu
zaczęła biec. Obejrzała się jeszcze, by skontrolować sytuację, gdy ktoś ją
zatrzymał. Tak, właśnie tego teraz potrzebowała. O ironio!
-
Coś się stało?
Patrzyła na młodego mężczyznę, nieco
spoconego, ubranego tak samo, jak Hector. Wyglądała, jakby zadane przez niego
pytanie było najgłupsze na świecie, lecz po chwili zobaczyła swoje odbicie w
gablotce znajdującej się za chłopakiem i zrozumiała jego zdziwienie. Była
przestraszona i miała przyspieszony oddech.
-
Em, tak. Wybacz. Chyba się zgubiłam – odpowiedziała.
-
Nic dziwnego, na początku sam nie mogłem się połapać. Stadion jest wielki –
odparł z uśmiechem, a Laura tylko liczyła w głowie sekundy, aż Bellerin w końcu
na nich trafi – Musisz iść prosto tym korytarzem, po lewej będzie winda.
Wciskasz parter i potem w prawo… Wiesz co, pokażę ci. Może przy okazji znajdę
takiego jednego.
-
Dziękuję – odpowiedziała. Nie chciała się kłócić, tak naprawdę dokładnie znała
Emirates, lecz każda minuta zwłoki mogłaby przybliżyć do nich Hectora.
-
Tak swoją drogą, mam na imię Jon – powiedział wysuwając dłoń w stronę
dziewczyny.
-
Laura – odparła ściskając mu rękę.
-
Mogę zapytać, co cię tu sprowadza?
-
Praca – uśmiechnęła się – W ramach praktyki z uczelni – wyjaśniła – A ty? Jest
dzisiaj trening?
Toral
spojrzał po sobie i uśmiechnął się na dźwięk wydawany przez jego korki.
-
Tak, ale pewien znajomy poszedł po wodę i przepadł, a ja mam go znaleźć,
dlatego tutaj jestem – tłumaczył wciskając guzik przywołujący windę – Nie
widziałaś go może? Mniej więcej mojego wzrostu, tatuaż na prawej ręce, czarne
włosy…
-
Hm… Chyba wpadliśmy na siebie jakieś pół godziny temu – odpowiedziała starając
się, by zabrzmiało to normalnie. Świadomość, że jest wciąż w tym samym miejscu,
co osoba, która być może za dużo o niej wie wzbudzała w niej mieszane uczucia.
Potrzebowała wrócić do domu i wraz z Lydią obmyślić plan działania – To było na
parterze – dodała.
- Co
mu strzeliło… - powiedział bardziej do siebie masując czoło.
-
Może wrócił już na trening – powiedziała Laura wchodząc do windy.
-
Mam nadzieję, bo dzisiaj jest jeden z tych ważniejszych i wolałbym być na całym
– westchnął, a winda zatrzymała się na drugim piętrze, po czym ich oczom ukazał
się poszukiwany mężczyzna.
-
Stary! Szukam cię wszędzie, jak niańka! – krzyknął Jon.
Laura
stała jak słup, gdy Bellerin z równie zaskoczoną miną wchodził do windy.
-
Już jestem, spokojnie mamo – odparł klepiąc przyjaciela po plecach opanowując
zdziwienie.
„Rozmawiajcie
sobie, zaraz parter, ja sobie pójdę, nie zwracajcie na mnie uwagi…” – myślała
Laura starając się uspokoić nerwy.
-
Przepraszam cię za niego. Taki się urodził, odkąd pamiętam uważa mnie za swoją
matkę – szepnął jej na ucho Jon.
-
Zabawne – mruknął Hector i zdzielił go radośnie po głowie. Kompletnie nie
wiedział, jak się zachować. Chciał tyle powiedzieć tej dziewczynie, ale nie
mógł tego zrobić będąc z Jon’em.
-
Dobra, dobra. Nie będę niewychowany i was sobie przedstawię. Lauro, to Hector,
najlepszy, najszybszy, naj, naj, naj naszej drużyny. Hector, to Laura, będzie
tutaj pracować – powiedział, po czym uścisnęli sobie ręce, a Laura w myślach
zabiła Jon’a jakieś dziesięć razy. Mógł jeszcze podać nazwisko, datę urodzenia
i adres zamieszkania…
Hector
nie starał się ukryć zdziwienia informacją, że Argent odbyła przed momentem
rozmowę o pracę. Pogubił się w tym wszystkim.
Winda
otworzyła się na głównym piętrze.
-
Dzięki, myślę, że już trafię – powiedziała i uśmiechnęła się wdzięcznie.
- W
takim razie do zobaczenia – odparł Jon i pomachał dziewczynie na pożegnanie.
- Do
zobaczenia.
Szybkim
krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Cały czas czuła na karku palący wzrok
Hectora Bellerina.
-
Mam dość! – westchnęła zamykając za sobą drzwi. Zamknęła oczy i wzięła kilka
głębokich wdechów. Gdy je otworzyła zobaczyła przed sobą Lydię ze zdziwioną
miną.
-
Skoro sama rozmowa poszła tak źle, to jak będzie wyglądał twój pierwszy dzień –
powiedziała podchodząc do Laury.
- Co
mnie napadło, żeby się na to zgodzić! Zapomniałam już, co przeżyłam rok temu? –
rzuciła i powłóczyła się do kuchni.
-
Masz na myśli…
-
Uh… - westchnęła Laura. Przecież ona nic nie wie… - Usiądź dobrze? Zrobię kawę
i wszystko ci wyjaśnię.
-
Tak to wszystko wygląda. Nie będę ci tłumaczyć, który piłkarz jest który, bo
wiem, że ten sport cię nie interesuje. Ale to właśnie dzisiaj wpadłam na niego.
I co? Pamięta mnie. Rozumiesz? – powiedziała i schowała twarz w dłonie.
-
Laura… - zaczęła spokojnie ruda – Uwierz, że rozumiem jak najbardziej twoje
zdenerwowanie, ale chyba nieco wszystko wyolbrzymiasz. Sama powiedziałaś, że
nie usłyszałaś konkretów od tego piłkarza. Mówił coś w ogóle? – zapytała
wyjmując piwo z lodówki – Powiedział ci wprost, że cię pamięta?
Laura
spojrzała na zimną butelkę.
- No
nie. Uciekłam. Pamiętam, że krzyknął, bym zaczekała.
-
Więc póki co nie ma się czego bać – zaczęła spokojnym tonem – Teraz już
rozumiem twoje zachowanie rok temu, po opuszczeniu stadionu… ale wtedy też nie
powiedział ci nic wprost, że cię poznał, albo że cokolwiek wie o twojej
rodzinie.
-
Chyba spanikowałam – westchnęła upijając łyk. Gorycz alkoholu przyjemnie paliła
jej kubki smakowe.
-
Zachowuj się, jakbyś była zwykłą dziewczyną, która nie ma nic wspólnego z
Wengerem – powiedziała ze stoickim spokojem Lydia.
-
Łatwo powiedzieć.
-
Wcale nie! Rozmawiaj z nim tak, jak zawsze. Tylko nie na tematy rodzinne –
dodała z uśmiechem, na co Laura zaczęła się śmiać.
-
Dzięki, jesteś najlepsza – odparła.
-
Wiem. A co do tego piłkarza… Udawaj, aż sam uwierzy, że się myli, jeśli
oczywiście faktycznie na coś wpadł, chociaż moim zdaniem jest to mało
prawdopodobne.
-
Jasne – szatynka uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Wiedziała,
że będzie jej trudno. Mimika twarzy od zawsze ją zdradzała. Po raz kolejny w
życiu będzie musiała kłamać, a przynajmniej nie mówić całej prawdy, jeśli
oczywiście jest między tym jakaś różnica.
Następnego dnia Argent była zmuszona obudzić
się wcześniej, niż zwykle i teraz była już w drodze na Emirates. Pierwszy dzień
w pracy, a już miał okazać się ciężki.
Ciuchy, które miała nosić tymczasowo były
nieco za duże. Szczególnie spodnie, na tyle, że pozwolono jej zostać w
spodenkach. Stała właśnie w szatni dla sztabu medycznego patrząc w swoje
odbicie. Czerwono – granatowa koszulka nie opinała nawet jej piersi rozmiaru D.
Uśmiechnęła się do siebie i ruszyła w kierunku boiska.
Arsene
kończył właśnie rozmawiać z zawodnikami, gdy dziewczyna pojawiła się przy
wejściu. Henry na widok dwudziestolatki trącił lekko w ramię Wengera, który po
chwili zakończył swoją mowę i podszedł do Argent.
-
Mam nadzieję, że się nie stresujesz – powiedział do Laury mrużąc oczy przed
słońcem.
-
Ani trochę – uśmiechnęła się.
-
Sztab medyczny póki co nie pracuje intensywnie, więc pomyślałem, że nie będę
zanudzał cię papierami. Póki co będziesz nam pomagać przy treningach – mówił,
gdy weszli na murawę.
-
Nie mam nic przeciwko – odparła.
-
Pamiętasz, jak zabierałem cię na mecze? Moja dobra znajoma sadzała cię na
kolanach w drugim rzędzie za ławką rezerwowych. Zawsze marzyłem, że gdy
podrośniesz, będę mógł posadzić cię obok siebie.
-
Ale później rodzicom coś odbiło i więcej cię nie zobaczyłam – dodała – Ale
znowu tu jestem, a marzenia lubią się spełniać – powiedziała, a na twarz
mężczyzny wlał się serdeczny uśmiech.
Spojrzała
na grupę piłkarzy, do której się zbliżali i instynktownie zaczęła szukać
zagrożenia w postaci Hectora.
Zauważyła
go.
Przypomniały
jej się słowa Martin i starała zachowywać się tak, jakby mężczyzna nie miał dla
niej znaczenia, zwłaszcza jego wczorajsze zachowanie. Jakby kompletnie o nim
zapomniała.
-
Staramy się dzielić piłkarzy na grupy i codziennie zmieniać im ćwiczenia. Taki
sposób dobrze jest zastosować przed sezonem. Kiedy ma się dużo czasu –
tłumaczył Wenger.
Laura
w skupieni kiwała głową. naprawdę ją to interesowało, poza tym chciała znów
poczuć tę ekscytację piłką, którą rok musiała w sobie tłumić.
Zawodnicy
mieli przerwę, gdy do Wengera podszedł jeden z nich.
-
Chciałem zapytać, czy nie będzie problemem, jeśli wyjdę dziś wcześniej –
zapytał i spojrzał na Laurę.
-
Tak, rozmawialiśmy o tym wczoraj. Nie mam nic przeciwko – dodał zdejmując
kurtkę. Lipcowe słońce dawało o sobie znać. Wenger zauważył, jak piłkarz kilka
razy zerkał na Laurę, gdy ta rozglądała się po stadionie. Było widać, że
brakowało jej tego miejsca.
-
Poznaj proszę nowego członka sztabu, którego właśnie oprowadzam – powiedział
wyciągając rękę w kierunku wnuczki – Laura Argent. Lauro, to Aaron Ramsey.
- Cześć.
-
Miło mi poznać.
Młodzi
wymienili uścisk dłoni, na co Arsene się ucieszył. Nie chciał, by jego wnuczka
przez tajemnice nie mogła poznać jego piłkarzy. Tym gestem chciał jej to
właśnie uświadomić.
-
Wyglądasz młodo, jak na taką pracę – przyznał Ramsey.
-
Dzięki – uśmiechnęła się – To praca z uczelni – wyjaśniła.
-
Oh, rozumiem – odparł nieco zamyślony – Muszę lecieć. Do zobaczenia, do
widzenia szefie – dodał i opuścił boisko.
- To
dziwne uczucie poznać kogoś, kogo ostatnimi laty widywało się jedynie z daleka,
w dodatku grającego mecze – zaczęła marszcząc czoło – Ale w sumie nigdy nie
uważałam ich za gwiazdy, więc… To specyficzne – uśmiechnęła się szeroko.
-
Przyzwyczaisz się – odparł klepiąc ją delikatnie w ramię – Musisz mi wybaczyć
na chwilę – dodał i podszedł do piłkarzy.
Laura
uśmiechnęła się do dziadka i wystawiła twarz do słońca. Przez ten czas, który
minął od feralnego znalezienia się w szatni zawodników naprawdę odpuściła sobie
wszystko, nie miała do czynienia z emocjami, jakie towarzyszyły jej od zawsze
na każdym meczu. Być może dlatego tak chłodno podeszła do spotkania z Aaronem
Ramsey’em. Albo po prostu dorosła i zrozumiała, że mimo wszystko to też
człowiek, z krwi i kości, tak jak ona.
Rozkoszowała się przyjemnym ciepłem, gdy obok
niej potoczyła się piłka, prosto do tunelu, który wyprowadzał piłkarzy na
mecze. Spojrzała w kierunku grupy mężczyzn i podnosząc rękę dała znać, że po
nią pójdzie..
Musiała
przyznać, że póki co czuła się naprawdę dobrze. Przez chwilę zapomniała nawet o
tajemnicy, jaką dźwiga.
Będąc już w środku odszukała wzrokiem piłkę.
Miała już z nią wrócić, gdy jej oczom ukazała się czyjaś sylwetka.
-
Dzięki, nie musiałaś – powiedział, a Laurę przeszedł dreszcz.
To
on.
-
Byłam blisko – odparła opanowując drżenie głosu, a chłopak podszedł do niej.
-
Dlaczego wczoraj uciekłaś?
W
tym świetle wyraźnie było widać rysy jego twarzy. A w tym momencie wyrażała ona
pewność. Nic więcej.
Argent
wzięła wdech. Starała trzymać się słów Lydii.
-
Myślałeś, że na takie spojrzenie wyrwiesz dziewczynę? Przestraszyłam się –
wzruszyła ramionami i przygryzła język, gdyż zabrzmiało to nieco żałośnie –
Naprawdę wyglądałeś dziwnie – dodała pokonując gulę w gardle. Modliła się
tylko, by zabrzmiało to wiarygodnie.
- Oh
– wydusił. Czyżby naprawdę coś sobie uroił? Był pewien, że to ją spotkał wtedy
w szatni, że to jej podpisał się na szaliku i… - Wtedy też uciekłaś – dodał
bardziej pewny swego.
-
Em, wybacz, że wolałam nie zostać wyrzucona przez ochronę – odparła zadowolona
z takiego argumentu.
-
Czyli to rzeczywiście byłaś ty… - powiedział bardziej do siebie unosząc
delikatnie brwi. Miał jakiś punkt zaczepienia.
Laura
nieco pobladła. Czuła, jak jej nadnercza produkują masę adrenaliny i niewiele
brakuje, żeby uciekła, lecz wiedziała, że to dla piłkarza oznaczać będzie tylko
potwierdzenie jego teorii, jakąkolwiek tam miał. Wdech i wydech. To jeszcze nic
nie znaczy, jak powiedziała Martin nie powiedział mi wprost co tak naprawdę
wie.
- No
i co w związku z tym. Kto powiedział, że to byłam ja? – odparła ponownie wzruszając
ramionami.
- A
wczoraj? – zapytał ponownie, na co dziewczyna tylko westchnęła dodając sobie
spokoju – Posłuchaj, nikomu nie powiem. Nic. Wierz mi, możesz mi zaufać.
Naprawdę nie chciałem, tak wyszło. Dowiedziałem się przypadkiem.
Patrzył
i czekał na jakikolwiek znak, że szatynka się złamie i coś powie. Przecież to wszystko
nie może być zbiegiem okoliczności!
Argent spuściła wzrok na trzymaną w ręku
piłkę. Wbrew temu, co twierdzi piłkarz, nie może nikomu zaufać, do upartego
musi trwać przy swoim. Zbyt wiele ryzykowałaby, wierząc każdej osobie, która ją
o to prosiła.
-
Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedziała spokojnie oddzielając każde
słowo, po czym wepchnęła mu piłkę w dłonie i wróciła na boisko.
Potrząsnął
głową i kozłując kilka razy piłkę wrócił do treningu.
Kolejną godzinę Laura spędziła na
przypatrywaniu się ćwiczeniom i technice ich wykonywania. Zamieniła z dziadkiem
jeszcze kilka słów, zanim trening dobiegł końca, lecz naprawdę niewiele
pamiętała z tej wymiany zdań. Całą mocą odpychała myśli dotyczące niedawnej
rozmowy z piłkarzem, dlatego odetchnęła przebierając się w szatni. Poczekała,
aż wszyscy zawodnicy opuszczą stadion i dopiero wtedy wróciła do samochodu.
Czuła się, jak tajny agent i to wszystko przez jedną osobę.
~***~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz