niedziela, 26 marca 2017

Rozdział 4

- I teraz w prawo – powiedziała odpinając powoli pasy – Dzięki – uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy – odpowiedział patrząc na dziewczynę – Hmm – mruknął.
- Coś się stało? – zapytała zdziwiona wyrazem twarzy Aarona.
- Nie, nic. Po prostu przypominasz mi kogoś. Nie spotkaliśmy się wcześniej może? – zapytał zastanawiając się nad tym, gdy Laura doznała właśnie mikro zawału.
Nie. To nie to. Rok temu musiał widzieć mnie wtedy w szatni. Na pewno. A teraz się uspokój i odpowiedz mu w końcu.
- Wydaje mi się, że zapamiętałabym to – odparła uspokajając się – Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia – pożegnała się i wysiadła nie czekając na odpowiedź. Aby nie wyglądało to nazbyt dziwnie z jej strony, szatynka odwróciła się w połowie drogi i pomachała mężczyźnie na pożegnanie. Kąciki ust piłkarza powędrowały w górę i odprowadzając dziewczynę wzrokiem wrzucił wsteczny i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Musiał być naprawdę zmęczony, skoro widząc dziewczynę drugi raz z bliska zaczął doszukiwać się czegoś głębszego. Już dawno tego nie robił, można by powiedzieć, że dawno przestał to robić. W aktualnej sytuacji czuł się bardzo dobrze. Od czasu do czasu wracały wspomnienia i sumienie dawało o sobie znać, ale to, co zrobił zapewniło mu spokój i możliwość robienia tego, co kocha. Nawet, jeśli wymagało to od niego tak drastycznych kroków.
Potrząsnął głową odsuwając natłok myśli i skupił się na prowadzeniu samochodu.


  Argent rozkoszowała się gorącą odprężającą kąpielą. Po kilkukrotnym przemyśleniu całej sytuacji, doszła do wniosku, że jest nieco przewrażliwiona. Musi trochę odpuścić i przestać doszukiwać się problemów tam, gdzie ich nie ma. Od teraz. Nikt na to nie wpadł do tej pory, więc dlaczego miałoby być inaczej? Koniec ze stresem.

  Minęło kilka dni, odkąd Laura zmieniła swoje podejście do całej sytuacji i musiała przyznać, że był to bardzo dobry pomysł. Póki co wszystko się układało. Hector chyba zrezygnował z dochodzenia, czy jego podejrzenia są słuszne i czasem zdarzała się między nimi krótka wymiana zdań.
  Natomiast związek Lydii powoli nabierał rumieńców. Tak, razem z „panem od psa” postanowili spróbować czegoś więcej. Właśnie dzisiejszego dnia Martin miała zamiar poinformować o tym przyjaciółkę. Ostatnio ciągle się mijały, a ich rozmowa polegała na szybkiej wymianie zdań. Były dla siebie niemalże jak siostry i Lydia jak najszybciej chciała podzielić się wszystkim z Argent..
Siedziała właśnie na blacie przy oknie w kuchni wypatrując przyjaciółki. Po kilku minutach na podjazd wjechał ciemny samochód, z którego wysiadła Laura. Uśmiechnęła się do kierowcy i ruszyła w kierunku drzwi. Czyżby rudowłosa również miała dowiedzieć się dzisiaj czegoś ciekawego?
- Cześć! – powiedziała uśmiechnięta szatynka wchodząc do kuchni – Co słychać? – zapytała odkładając plecak.
- Miałam pytać o to samo – odparła uśmiechając się porozumiewawczo. Laura zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia, lecz orientując się, gdzie siedzi jej przyjaciółka, pokiwała głową.
- Nie tym razem – odpowiedziała – To Aaron, podrzucił mnie dzisiaj po skończonym treningu. Teraz twoja kolej.
- Em… Czy w przyszłym, bądź jeszcze następnym tygodniu zechcesz poświęcić jeden wieczór? Chciałabym ci kogoś przedstawić.
- Czy… - zaczęła Laura i uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd białych zębów – Naprawdę? „Pan od psa”? – pytała uradowana.
- Tak – odparła nieco zawstydzona – Dogadujemy się, lubimy spędzać razem czas i uznaliśmy, że to wystarczy, żeby pomyśleć o czymś więcej, więc czemu by nie spróbować? Oczywiście to nic takiego bardzo poważnego…
- Nie mogę się doczekać, żeby go poznać – odpowiedziała z radością Laura – Wiesz, że rodzice wrócili? – dodała, gdy sobie przypomniała – Wybacz, że tak zmieniam temat – zmarszczyła czoło – Najlepsze jest to, że zrobili to tak szybko…
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Dziewczyny spojrzały po sobie zdezorientowane.
- Może zostawiłaś coś w samochodzie tego piłkarza – powiedziała Lydia, gdy Argent wyszła z kuchni.
- Nie, chyba nie… - odparła cicho i otworzyła drzwi – Tata? – wydusiła zaskoczona.
- Witaj kochanie – mężczyzna przywitał się i posłał córce delikatny uśmiech.
- Co ty tu… - zaczęła, gdy gość wszedł do środka.
- Dzień dobry panie Argent – przywitała się Lydia.
- Dzień dobry, pięknie dziś wyglądasz – dodał mężczyzna z lekkim zarostem.
- Dziękuję – uśmiechnęła się serdecznie – Pójdę do siebie, mam parę zakurzonych książek.
Laura odprowadziła przyjaciółkę wzrokiem i przeniosła go na ojca.
- Mogę wiedzieć skąd ta wizyta? I, skoro nie ma z tobą mamy, czy ona o tym wie?
- Usiądźmy – powiedział starszy Argent i udali się do salonu.
- A więc…? – zachęciła Laura.
Twarz siedzącego naprzeciw niej mężczyzny pokryta była subtelnymi zmarszczkami i kilkudniowym ujarzmionym zarostem. Jasnobłękitne oczy patrzyły z miłością i troską.
- Wiesz, że cię kochamy – zaczął – Bardzo. Nasza rodzina ma kilka archaicznych problemów, które teraz dają się o sobie we znaki. Może to zabrzmi głupio, ale to, co robimy i to, że bardzo niewiele czasu ci poświęcamy ma za zadanie odsunąć cię od tego wszystkiego. Nie darowałbym sobie, gdyby cokolwiek ci się stało - szatynka słuchała z uwagą słów ojca i obserwowała, jak jego oczy powoli zachodzą mgłą – Tak bardzo chciałbym ci teraz o wszystkim powiedzieć… Ale jeśli w ciągu kilku tygodni nic się nie zmieni, zrobię to.
- Tato… - dziewczyna wstała i rzuciła się ojcu w ramiona – Kocham cię… Skończcie z tym. Zostawcie to i bądźcie tu. Może tego nie widzisz, ale martwię się za każdym razem, gdy wyjeżdżacie… Czy to, co tam robicie jest w ogóle bezpieczne? – zapytała wtulając twarz w kurtkę mężczyzny. Chwila ciszy i dziwne napięcie, jakie wyczuła wystarczyło jej za odpowiedź. Podniosła szybko głowę – Tato??
- Kocham cię, pamiętaj o tym – odpowiedział całując córkę w czoło, jakby tym gestem chciał dodać sobie odwagi, a jej spokoju – Muszę iść – powiedział i podniósł się wysuwając dziewczynę z objęć.
- Nie, tato nie! – krzyknęła zrywając się na równe nogi.
- Pisz do mnie codziennie. Wrócimy niedługo – dodał i nim Laura zdążyła cokolwiek zrobić, wyszedł.
  Tak, jak do tej pory nie zdawała sobie z tego sprawy, tak teraz mając świadomość, że być może widzi ojca po raz ostatni, dziękowała Bogu za dotychczasową niewiedzę.
Patrzyła na zamknięte drzwi, gdy po jej policzkach ciekły łzy wielkości ziarenek grochu. Ostatni raz pozwoliła im wyjechać. Następnym po prostu im na to nie pozwoli.

  Kolejnego dnia Laura w niezbyt dobrym nastroju pojechała na Emirates. Wenger miał do załatwienia kilka spraw i musiał wyjechać z miasta. Agent przez chwilę czuła się, jakby pod nieobecność dziadka miała opiekować się całym stadionem. Gdy weszła na boisko od razu zauważyła, kto tutaj dzisiaj zastępuje Arsene’a.
- Dzień dobry Thiery – przywitała się drżącym głosem. Starała się zachować profesjonalnie i nie myśleć o tym, że właśnie stoi obok jednego z wielkich piłkarzy nie tylko w Arsenalu ale i na świecie.
- Dzień dobry – odpowiedział – Zastępuję dzisiaj Wengera, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle – dodał i uśmiechnął się szeroko.
- Myślę, że będzie w porządku – powiedziała nieco luźniejszym tonem i odetchnęła cicho. Czemu od razu się tak spięła? Wiadomo, jest utalentowany, sławny, a to, co wyprawiał na boisku było magią. Lecz jest też człowiekiem, tak jak i Laura.
Rozglądała się właśnie po boisku i ćwiczących na nim zawodnikach, kiedy jeden z nich podniósł rękę i uśmiechnął się do niej. Wytężyła wzrok, by go rozpoznać. Aaron. Szatynka odmachała uśmiechając się delikatnie, gdyż czuła na sobie wzrok Henry’ego.
- Integracja jak najbardziej mile widziana – powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Zamieniliśmy kilka słów, kiedy przypadkiem w niego wpadłam na ostatnim treningu – wyjaśniła zerkając na mężczyznę. Nie chciała żadnych plotek. Nagle wpadła na genialny pomysł – Nie spodziewałam się, że Arsene Wenger jest tak otwarty na nowych ludzi. Na przykład ja, jestem tylko studentką medycyny – uśmiechnęła się. Dobre zagranie. Upewnić kogo się da, że nie ma z nim nic wspólnego.
- Zawsze taki był – usłyszała po chwili – Każdego nowego pracownika traktował jak członka rodziny, niezależnie od funkcji, jaką by pełnił. I nadal to robi. A ty zapewne zostałaś polecona przez dziekana lub rektora, więc tym bardziej stara się pomóc ci rozwinąć skrzydła.
- Hm, prawdopodobnie tak – odparła zadowolona i skupiła się na obserwowaniu ćwiczeń. Pomagało jej to oderwać się od sytuacji, w jakiej się znajduje, zwłaszcza po wczorajszej wizycie swojego ojca.

  Pod koniec treningu Henry sprawdził, czy Laura go słuchała i uważnie obserwowała zawodników. Ku jego zadowoleniu odpowiedziała prawie na wszystkie pytania. Podziękowali sobie uściskiem dłoni i dziewczyna udała się do szatni. W drodze do wyjścia założyła okulary przeciwsłoneczne, lecz już na zewnątrz musiała je zdjąć.
- Hej! – usłyszała przed sobą.
- Cześć – odpowiedziała nieco zaskoczona uśmiechając się dziwnie.
- Wciąż robisz tę minę na mój widok – stwierdził – Niedobrze… Moje pierwsze wrażenie było marne?
- Tak jakby… - powiedziała zdezorientowana swobodnym zachowaniem mężczyzny.
- Da się to naprawić zaproszeniem na shake’a? – uśmiechnął się, co wywołało u Laury niekontrolowane uniesienie brwi.
- Chyba… Za kilka tygodni zaczynam studia i… - zaczęła szukać wymówki i musiała przyznać, że ta była falstartem.
- Oh, źle mnie zrozumiałaś – przerwał jej drapiąc się w tył głowy – Nie mam na myśli jakiegoś podrywu lub randki. Chcę zmazać to, jak wcześniej się zachowywałem. I żebyś na mój widok nie robiła tego dziwnego uśmiechu – wyjaśnił i zaczęli się śmiać. Laura odchrząknęła i zanim odpowiedziała upomniała się w myślach, że to może być podstęp i żeby nie schodzić na temat dziadków, Wengera, pracy, rodziców i…
- No niech będzie – powiedziała i nieco spięta pozwoliła się prowadzić.
- Podoba ci się na Emirates? – zapytał Hector po chwili.
- Tak, bardzo. Od dziecka interesowałam się piłką, pamiętam jak przychodziłam tu na mecze… - ugryzła się w język przeklinając w duchu swoje gadulstwo. Pierwsze pytanie i już poległa – Rodzice przyprowadzali mnie ze sobą – dodała szybko – No a ty? Jak się tu czujesz? Z tego, co wiem jesteś nowym zawodnikiem…
- Wiedziałem, że kobiety dużo mówią, ale nie, że aż tak – zaśmiał się poprawiając czarne jak smoła włosy. Przyszło mu do głowy, że teoria Jon’a się potwierdziła, gdyż dziewczyna chodziła na mecze z rodzicami, a w takim wypadku Wenger nie mógł być jej ojcem, lecz zaraz oddalił te myśli. To miała być zwykła rozmowa, a nie potajemne wyciąganie informacji – Wracając do pytań, to mimo, że pochodzę ze szkółki Barcelony, nie żałuję, że zostałem wykupiony. Katalończycy, to drużyna gwiazd i ciężko byłoby mi się przebić do pierwszego składu. A tutaj naprawdę czuję się, jak w domu i wiem, że warto się starać. Każdy ma równe szanse – uśmiechnął się.
Słuchając go, dziewczyna znowu doszła do wniosku, jak wiele straciła przez sytuację właśnie z nim w roli głównej. Kilkanaście miesięcy wystarczyło przestać interesować się tym sportem by zapomnieć większość rzeczy.
- Henry wyjaśnił mi dzisiaj, jak Wenger dba o wszystkich. To piękne, gdy jedna osoba stara się o każdy szczegół, nie szufladkuje ludzi ze względu na to, co robią, tylko tworzy jedną wielką rodzinę – powiedziała poprawiając torbę na ramieniu. Chciała każdym sposobem pokazać mu, że nie ma z Arsenem nic wspólnego, co nie oznaczało, że to, co właśnie powiedziała było nieprawdą.
- No tak, masz rację – uśmiechnął się do siebie.
- To jaki lubisz smak? Pewnie jakieś niskokaloryczne – zmieniła temat, by czuć się bezpieczniej.
- Co ty, zawsze biorę podwójną porcję sosu – śmiał się.


- Wybacz mi, że tak wpadam, ale ludzie z roku chcą zrobić jakiś meeting i chyba się wybiorę – zakomunikowała Laura wbiegając po schodach.
- Oh, spoko – odpowiedziała zaskoczona Lydia i uśmiechnęła się bardziej do siebie, gdyż Argent mignęła w przejściu z prędkością światła – Zjesz chociaż? – krzyknęła w kierunku schodów.
- Raczej nie! – usłyszała.
Martin usadowiła się wygodniej na krześle i ponownie skupiła nad notatkami. Powoli zaczęła przygotowywać się do rozpoczęcia roku akademickiego. Nauka zwykle zajmowała dziewczynom tyle samo czasu. Wystarczyło, że przeczytały tekst kilka razy i zapamiętywały z niego 2/3.
- Odbyłam dzisiaj rozmowę, która prawdopodobnie oddali ode mnie całe zło i wszelkie podejrzenia – powiedziała na jednym oddechu szatynka naciągając sukienkę na uda.
- Naprawdę? – zapytała Lydia prostując się – Jak to?
- Nie zapeszając, powiem tylko, że miałaś rację. Czasem trzeba obstawać przy swoim do skutku.
Martin zrobiła dumną minę.
- Nie ma za co. Widzisz, warto mnie słuchać.
- Tak jest. Lecę, będę późno więc nie czekaj. Narazie! – powiedziała szybko i wyszła zostawiając przyjaciółkę z jednym pytaniem: Jak jej się udało wybić to temu piłkarzowi z głowy?
Czasami miała wrażenie, że życie składa się z takich zwrotów akcji, jakie bywają w meczach piłki nożnej. Dobrze, że nie interesuje się tym sportem, bo tylu „zwrotów” na raz by nie zniosła. Mimo wszystko cieszyła się z takiego nastroju Argent. Po wczorajszej rozmowie z ojcem dziewczyna była podłamana cały wieczór i następny ranek. A dzięki braku wolnej chwili mogła zapomnieć na moment o problemach.

  Rudowłosa dziewczyna westchnęła odkładając komórkę i wzięła do ręki porozrzucane notatki, które zaczęła przeglądać. Nie na długo, bo po chwili jej telefon zawibrował, co oznaczało że ma nową wiadomość od pewnego mężczyzny…

czwartek, 16 marca 2017

Rozdział 3

- No hej stary – powiedział otwierając drzwi swojemu przyjacielowi – Co masz taką minę? Wszystko okej? – dodał przyglądając mu się.
- Spakowany? – odparł wymijająco wypuszczając głośno powietrze – Pomóc ci?
Toral spojrzał na niego i poszedł do kuchni po butelkę whisky, a z lodówki wyjął colę.
- Mów – rozkazał wskazując ręką krzesło.
- Mam mętlik w głowie – zaczął opierając łokcie na blacie – Pamiętasz sytuację sprzed jakiegoś roku? – zaczął cicho.
- Hm… A możesz konkretniej?
- Kiedy strzeliłem pierwszą bramkę w debiucie – wyjaśnił i Jon kiwną głową – Później do szatni weszła ta dziewczyna, którą przedstawiałeś mi wczoraj w windzie.
- Poważnie to była ona? – przerwał mu nie kryjąc zaskoczenia – Jak możesz ją pamiętać?
- Mówiłem ci wtedy, że chyba na coś przypadkiem wpadłem, tak? I później chciałem zabrać kopię dokumentu z gabinetu Wengera, przy czym przypadkiem usłyszałem rozmowę… Był zdenerwowany, albo… no nie wiem, ale… Powiedział wtedy, że: „Ona chyba tu była, nie zapraszałem jej na mecz.” I później jeszcze „Naprawdę, rozpoznałem ją w ostatniej chwili, ale i tak nie jestem do końca pewien, czy…”.
- Zwolnij – przerwał Jon widząc splątanie na twarzy Bellerina – I wytłumacz spokojnie, co się dzieje.
  Hector przysunął ręką szklankę wypełnioną na dnie bursztynowo brązowym płynem.
- Naprawdę, dużo nad tym myślałem, minął w końcu rok i szczerze mówiąc zaczynałem po prostu o tym zapominać. Ale wydaje mi się, że Laura ma z Arsenem więcej wspólnego, niż nam się wydaje.
Jon upił łyk whisky zmieszanej z colą.
- Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo cię to martwi – odparł spokojnie odkładając szkło – Przecież w pracy zdarzają się romanse. Kto powiedział, że Wenger nie może? – wzruszył ramionami, starając się przekazać trochę spokoju przyjacielowi, lecz gdy na niego spojrzał zrozumiał, że nic nie wskórał.
- Myślę, że ona może być jego córką – powiedział powoli brunet obserwując swojego rozmówcę. Toral zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- Nie, to niemożliwe. On nie ma dzieci… Jego żona zmarła dawno temu, a wątpię żeby posunął się tak daleko i miał z kimś… córkę. Nie, Hector, to naprawdę kosmiczna teoria – powiedział Jon upijając kolejny łyk whisky.
Bellerin przetarł twarz ręką biorąc głęboki wdech. Trawił właśnie to, co powiedział Toral. To wszystko musiało się jakoś łączyć. Może po prostu źle to sobie poukładał, źle zrozumiał…
- Na pewno nie – powiedział.
- A tak w ogóle – zaczął marszcząc czoło – Czemu tak bardzo chcesz się w to zagłębić? Przecież nawet jeśli, to co ci do tego. Może właśnie ukrywają to wszystko przed takimi ciekawskimi, jak ty.
- Nie widziałeś jej wtedy w szatni i jak na nią wpadłem wczoraj…
- Wpadłeś na nią? – przerwał Jon zaskoczony, że przyjaciel nie wspomniał o tym wcześniej.
- Nieważne – urwał – Chcę jej pomóc.
Jon spojrzał na niego, jak na idiotę. Owszem, zdarzały się sytuacje, że Hector miał nosa i faktycznie kilku osobom udało się pomóc, nawet jeśli chodziło o rzeczy materialne, ale ten przypadek wydawał mu się zbyt naciągany.
- Tak, wiem, rozumiem. Czujesz to, masz takie coś, że widzisz kiedy ktoś, coś, ale teraz… Naprawdę byłeś w niewłaściwym miejscu o złym czasie i próbujesz to jakoś połączyć… - uniósł rękę, gdy zobaczył, że brunet chce mu przerwać – Naprawdę, zostaw. Tym bardziej, że mówimy tutaj o szefie. Jest to zbyt wpływowa i ważna osoba, by za jego plecami coś kombinować – dodał mocniejszym tonem. Twarz Hectora rozluźniła się. Toral miał nadzieję, że przemówił mu do tej rozsądniejszej części mózgu i wybił ten pomysł z głowy.
- Okej – westchnął – Powiedzmy, że masz rację. Ale jeśli znajdę dowód…
- Daj spokój – urwał – Narobisz kłopotów.
- Dobra, dobra. Zostawiam to – odparł unosząc ręce – Więcej o tym nie wspomnę – dodał przewracając oczami i opadł na oparcie krzesła.
- Innym razem – uśmiechnął się na pocieszenie szatyn i zaczął opowiadać o przenosinach do nowego klubu. Lecz Hector słuchał tylko jednym uchem. W głowie wciąż miał fragmenty swojej układanki i próbował znaleźć błąd. Wiedział, że Jon ma rację. To zbyt niebezpieczne, by zacząć węszyć w życiu Wengera, ale jeśli ma rację… Nie! Nie ma! Koniec, odpuszcza to i nie wraca więcej do tego. Teraz zostaje Laura. Musi ją jakoś przeprosić i… zrobić coś, żeby nie myślała, że jest jakimś szaleńcem. Miał nadzieję, że rozejdzie się to jakoś po kościach.
Obudził go dźwięk wiadomości. Sprawdził komórkę i wsłuchał się w słowa przyjaciela.


- Masz minę gorszą niż wczoraj – powiedziała Lydia, gdy jej przyjaciółka przekroczyła próg domu.
- Dzięki – odparła – Rozmawiałam z nim – dodała.
- Oho – rzuciła dziewczyna unosząc brwi, a Argent streściła przebieg rozmowy.
- Mam tylko nadzieję, że zrozumiał… – dodała nakładając sobie obiad.
- Biorąc po uwagę fakt, że to facet, a ty zamknęłaś wszystko w jednym zdaniu… Tak, myślę, że zrozumiał – wyjaśniła ruda i uśmiechnęła się na dźwięk wiadomości. Laura odchyliła głowę do tyłu i uspokoiła się trochę.
- A ty? – zaczęła szatynka – Takiej miny u ciebie dawno nie widziałam.
- Oh, to nic takiego – powiedziała, a na jej jasną cerę wlały się niewielkie rumieńce. Podniosła wzrok na przyjaciółkę i natrafiła na wyczekujące spojrzenie – No dobra, już objaśniam. Wczoraj rano jakiś gość tak zaparkował, że zablokował mój samochód. Tak się złożyło, że przechodził tamtędy pewien chłopak z psem, pomógł mi i mam się odwdzięczyć idąc z nim na kawę – wyjaśniła i odgarnęła włosy.
- A co ty na to?
- Muszę się zgodzić – odparła z lekkim uśmiechem – Jutro o 16:00 – dodała odczytując SMS’a.
- Lydia – zaczęła Laura – Dawno nie widziałam cię takiej… radosnej.
- Um, po prostu…
- Cieszę się – przerwała jej – Opowiesz mi, jak było.
- No jasne – uśmiechnęła się – Rozmawiałaś z rodzicami? – zapytała po chwili.
- Dzwonili wczoraj wieczorem – odparła wyjmując sok z lodówki – Całkiem o nich zapomniałam przez to wszystko.
- I… Czy usłyszę, że rozmowa była przyjemna? – dociekała Martin.
Laura upiła łyk napoju.
- Prawie – powiedziała i widząc, jak rudowłosa przewraca oczami zaraz dodała – Naprawdę, miałam dobre chęci! Ale kiedy powiedziała „Wiedziałam, że po części zrobisz to dla nas”, przestałam się hamować. Wyjaśniłam, że robię to tylko i wyłącznie dla siebie, by odbudować relacje z dziadkiem i patrzeć na to, co kocham. Nie dla nich.
- Wydaje mi się, że twoja mama nie chciała powiedzieć tego złośliwie. I wiem, że ty też tak czujesz.
- Wciąż mam nadzieję. Nic więcej – odparła wzdychając – Znowu wyjeżdżają – dodała. Lydia wstrzymała oddech i spojrzała na przyjaciółkę – Naprawdę nie wiem, czemu jeszcze mi o tym mówią.
- Laura…
- Chcę się tylko od tego odciąć. Przecież tego chcieli, a skoro gdy dorosłam, wciąż nie potrafią wszystkiego mi wyjawić, bo „to dla mojego bezpieczeństwa”, to wypisuję się z tego – westchnęła masując czoło – Pójdę do siebie – powiedziała i opuściła kuchnię pozostawiając w niej przyjaciółkę z mieszanymi uczuciami. Nie wiedziała już, jak ma jej pomóc. Sama na jej miejscu pewnie zachowywałaby się tak samo, względem swoich rodziców, lecz naprawdę wierzyła, że w końcu się ogarną i do niej wrócą. Chciała tylko pomóc jej przetrwać okres, kiedy ich przy niej nie ma.

  Następnego dnia o tej samej porze dziewczyna weszła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Mimo wszystko na jej usta wlał się delikatny uśmiech.
Dzisiejszy dzień nie był taki zły, Bellerin nie brał udziału w treningu, a to oznaczało, że nikt nie dręczył jej tym spojrzeniem i mogła czuć się swobodnie. Kolejnym powodem jej aktualnego nastroju była randka Martin. Mimo, że Laura nie należała do typu kobiety ciekawskiej, interesowało ją, jak przebiega spotkanie. Być może Lydia w końcu poznała kogoś wartościowego.

  Mijała 21:00, gdy ciszę panującą w korytarzu przeciął zgrzyt otwieranego zamka. Rudowłosa z delikatnymi rumieńcami zamknęła za sobą drzwi i ruszyła do salonu, gdzie Laura wylegiwała się oglądając ulubiony serial. Jak zwykle dziewczyna nie miała co zrobić z kończynami dolnymi i wyłożyła je na oparcie sofy. Problem pojawiał się, gdy wpadali do nich znajomi – Argent po dłuższej chwili zaczynała się wiercić. Kiedy mieszkały w jednym pokoju zawsze podczas nauki sadowiła się głęboko w fotelu i wykładała nogi gdzie tylko mogła.
- Może na żyrandol? – zapytała Martin.
- Tam jeszcze nie sięgam, ale taki mam plan – odparła – Co tak wcześnie? – dodała z uśmiechem podnosząc się. Brunetka posłała przyjaciółce zadziorny uśmiech.
- Zagadaliśmy się – odpowiedziała siadając na skraju mebla – Było bardzo… w porządku. Kawa, spacer tu i tam no i później wszystko przez samochód! Nigdy nie zaczynaj ciągnąć rozmowy, kiedy jesteś w samochodzie i zbierasz się do wyjścia – dodała udając oburzenie.
- Zapamiętam – śmiała się Laura – Kiedy następne spotkanie?
- Em – dziewczyna otwierała usta, lecz to pytanie ją zaskoczyło – Skąd wiesz, że będzie jeszcze jakieś? – zapytała speszona. Argent uśmiechnęła się szeroko.
- Widzę – powiedziała stanowczo – No to opowiadaj coś więcej! – zachęciła poklepując miejsce obok siebie.
- Mieszka na obrzeżach Londynu. Wydaje mi się, że jest piłkarzem, ale nie pytałam, ponieważ było mi trochę głupio tak dociekać wszystkiego na pierwszym spotkaniu. Całkiem swobodnie mi się z nim rozmawiało…
- Spokojnie, zapytasz na następnym – dodała Argent.
- No już daj spokój – Martin zaczęła się śmiać – W sumie to nic więcej się nie wydarzyło – powiedziała zastanawiając się.
- To dobrze – Laura puściła jej oczko.
- Nie jest czasem zbyt późno, jak na takie posiedzenia przed TV? – sprytnie zmieniła temat Lydia.
- Straciłam poczucie czasu – odparła drapiąc się po głowie – W takim razie lecę spać, mamo – dodała akcentując ostatnie słowo.
- Dobranoc – powiedziała rzucając przyjaciółce ciepły uśmiech.


- Dzisiaj możesz wziąć udział w ćwiczeniach ze sztabem medycznym. Podczas treningu jeden z zawodników będzie symulował, a fizjoterapeuci będą musieli mu pomóc. Przyglądniesz się najpierw, jak to wygląda, a później spróbujesz. Co ty na to? – Wenger spojrzał wyczekująco na wnuczkę.
- Jestem jak najbardziej za – odpowiedziała z uśmiechem zasuwając bluzę. Dzisiejsze słońce wolało chować się za chmurami, co spowodowało obniżenie temperatury o kilka stopni. Dziewczyna rozejrzała się po boisku, na którym grupa zawodników rozpoczynała rozgrzewkę.
Towarzyszył jej dzisiaj dobry humor i była to po części zasługa Lydii. Dawno już nie widziała jej tak radosnej. Widać było, że spotkanie tego mężczyzny wniosło coś ciepłego do szarej rzeczywistości.
  Arsene przedstawiał ją członkom sztabu, gdy Laurę przeszedł dziwny dreszcz. TEN dreszcz. Wzięła głęboki wdech i postanowiła to zignorować. Nie będzie przejmowała się wymysłami jakiegoś piłkarza. Będzie zachowywać się tak, jakby nie była jego wnuczką…
- To ja was zostawiam. Życzę powodzenia – dodał i odszedł w stronę piłkarzy.
- A więc… - zaczęła kobieta o imieniu Mary – pokrótce w teorii większość została ci przekazana, ale wiadomo, najlepiej uczyć się w praktyce. Ważne jest, by podczas meczu być czujnym i nie wahać się z wejściem na boisko. Oczywiście zdarzają się przypadki, gdy jest to niepotrzebne z punktu widzenia sędziego, lecz robiąc to dajemy moment oddechu piłkarzom jednej i drugiej drużyny.
- Rozumiem – odpowiedziała Laura – Będę się starać – dodała z uśmiechem.
Kobieta odwzajemniła gest, po czym wszyscy usiedli na ławce. Agent skupiła się na tym, co przed momentem usłyszała.
Podnosząc głowę, pierwsze, co zobaczyła, to natarczywy i nieustępliwy wzrok Bellerina, który po chwili przeniósł się na Wengera i znowu na nią. Dziewczyna zignorowała to, zagryzając zęby ze złości.
- Spójrz, jeden z zawodników od dłuższej chwili się nie podnosi – odezwała się Mary – Przećwiczymy to sami, przyjrzysz się, a następnym razem do nas dołączysz.
Laura kiwnęła głową i patrzyła na poczynania fizjologów. Jej zadaniem było jak najszybsze rozpoznanie urazu – jeśli w ogóle do jakiegoś by doszło. Musiała przyznać, że pozytywnie zaskoczyła ją rola lekarza w takich okolicznościach. Nie zawsze musiał on kojarzyć się ze ścianami szpitala. Dziewczyna nabrała powietrza przerywając swoje rozmyślania, gdyż zbliżała się jej kolej.

- I jak? – zapytał dziadek po zakończonym treningu.
- Całkiem w porządku – odparła z uśmiechem – Z wyjątkiem momentu, w którym o mały włos, a sama potrzebowałabym pomocy medycznej, razem z tym biednym piłkarzem – powiedziała uśmiechając się krzywo. Tak bardzo zmartwiła ją myśl, że Hector się nie podda i będzie szukał i drążył temat dopóki na coś nie trafi, że nie skupiła się na tym, co trzeba i przewróciła się, wpadając w jednego z zawodników, dokładnie Aarona Ramseya, którego niedawno poznała.
- Nie przejmuj się, zdarza się najlepszym – odparł tłumiąc śmiech. Laura spojrzała na niego spode łba, po czym sama zaczęła się śmiać.
- Jesteś pewien, że… nikt się  niczego nie domyśli? – zapytała bez ogródek.
- Nie domyśli czego? – odparł zaskoczony – Oh, już rozumiem… Tak, jestem tego pewny. Wydaje mi się, że nikt nagle nie zainteresuje się moim życiem prywatnym – wyjaśnił wzruszając ramionami. Dziewczyna musiała przyznać, że było w tym trochę racji – Niczym się nie martw. Wkrótce to wszystko się skończy. Widzimy się jutro – dodał opiekuńczym tonem i ruszył w kierunku biura.
  Argent potarła czoło i wzięła głęboki wdech. Cała ta sytuacja potrafiła przytłoczyć, lecz miejsce, w którym się znajdowała w jakiś sposób podnosiło ją na duchu.
- Wszystko gra? – usłyszała za sobą.
- Jeżeli znowu masz zamiar mnie męczyć tymi swoimi podejrzeniami, to odpowiedź brzmi: nie – odparła odwracając się w stronę mężczyzny. Szatyn ze świstem wypuścił powietrze.
- Przepraszam – powiedział zrezygnowanym tonem – Ale… Naprawdę, przez moment wydawało mi się, że coś jest na rzeczy.
Laura wyprostowała się. Czyżby odpuścił? Gdy widziała go ostatnim razem, wyraz jego twarzy ani trochę na to nie wskazywał.
- Um… - zaczęła – Nic się nie stało – wydusiła nie mając pomysłu, co powiedzieć. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji.
- Nie jesteś wkurzona? – zapytał drapiąc się po głowie.
- Ważne, że odpuściłeś – odpowiedziała i szybko ugryzła się w język – Było, minęło – westchnęła.
- Wiem, że dziwnie to wygląda, bo przecież praktycznie w ogóle się nie znamy, ale gdyby naprawdę coś się działo, albo… No chcę powiedzieć, że możesz mi zaufać.
- Dziękuję, ale z niektórymi problemami muszę poradzić sobie sama.
- Jeśli mogę w czymś…
- Naprawdę, nie trzeba – przerwała uśmiechając się prawie naturalnie.
- To chociaż podrzucę cię do domu. w ramach przeprosin – nalegał.
- Będę się dziwnie czuć… Jakby to miało być… zadośćuczynienie – zaczęła powoli – A naprawdę nic się nie stało – dodała z delikatnym uśmiechem.
- No dobrze – odparł, na co Laura poczuła ogromną ulgę – Innym razem – uśmiechnął się jeszcze i odszedł. Poczekała, aż zniknie z jej pola widzenia i osuwając się po ścianie odetchnęła z ulgą.
- Kamień z serca… - mruknęła do siebie, lecz długo nie nacieszyła się spokojem.
- Żyjesz?
Dziewczyna drgnęła i spojrzała do góry, a jej oczom ukazał się piłkarz, którego dzisiaj powaliła, dosłownie na kolana. Patrzyła na niego nie mogąc wydusić z siebie jednego sensownego słowa.
- Em… - otworzyła usta w nadziei, że cokolwiek składnego z nich wypłynie.
- Pomóc ci w czymś? – zapytał podchodząc bliżej.
- Wszystko jest okej – powiedziała w końcu i podniosła się – Zmęczenie – dodała.
- Jeśli chodzi o dzisiejszy wypadek, to naprawdę nie masz się czym przejmować. Było zabawnie – uśmiechnął się.
- W tym momencie rozpoznała swojego rozmówcę.
Aaron Ramsey.
Piłkarz, który, jak dla niej powinien otrzymać kredyt na szczęście, by pokazać, na co tak naprawdę go stać.
- Zapomniałam już o tym szczerze mówiąc – zaczęła – Mam nadzieję, że cię nie uszkodziłam.
- Miałem pytać, czy tobie nic nie jest. Wyglądało to trochę groźnie – powiedział i zaczął się śmiać – Wybacz, ale mam przed oczami tę sytuację i…
- Faktycznie wyglądało to komicznie – odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
- Jeśli chcesz mogę cię podrzucić – zaoferował się.
- Jeśli to nie problem, to… czemu nie – odpowiedziała z wahaniem, mając nadzieję, że Hector był już w tym momencie daleko stąd. Nie chciała dodawać mu argumentów do tezy, że coś ukrywa, w momencie, kiedy najwyraźniej udało jej się zbić go z tropu.


~***~

  Zabieram dzisiaj głos! Nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od odpowiedzi na pytanie, które być może sobie zadajecie. Dlaczego taki temat? Od prawie zawsze kocham piłkę i tę drużynę i w ten sposób chcę się z Wami tym podzielić. Jeśli temat niektórych zniechęcił, uspokajam, że na tym sporcie nie trzeba się znać, żeby to czytać :)
  Wiem, jak to jest dzisiaj z komentarzami, nie chce się ich pisać, nie wie się, co napisać... A ja prosiłabym o jakiś znak, że wyświetlenia nie biorą się znikąd. Bo to daje radość, nie wiecie nawet jaką. Jeśli jest ktoś ze starych wirtualnych znajomych, to również czekam na jakikolwiek znak. Jeśli ktoś któregoś sportowego wątku nie potrafił zrozumieć, też piszcie. Pomogę, jak zawsze.
  Dzięki i do następnego.
Anka ;)

niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 2

  Musiała uciekać. Ścisnęła mocno plik kartek i kątem oka zauważyła windę.
- Muszę iść – rzuciła szybko i prawie biegnąc dotarła do windy.
- Czekaj! – usłyszała za sobą, lecz nie zatrzymała się i bez podnoszenia wzroku wcisnęła energicznie przycisk zamykający drzwi. Serce waliło jej tak mocno, iż zaczęła obawiać się, że zaraz wyskoczy jej z piersi.
  Uspokajając oddech wybrała numer piętra i modliła się, by jego tam nie było. Musi powiedzieć Wengerowi, że ktoś wie. Że są w niebezpieczeństwie. Wiedziała, że to zły pomysł. Wystarczyło, by przekroczyła próg stadionu, a już stanęła oko w oko z zagrożeniem.
  Dźwięk windy wyrwał ją z zamyślenia i dziewczyna biegiem ruszyła wzdłuż korytarza modląc się, by na nikogo tym razem nie wpaść. Poczuła ulgę, gdy w oddali zobaczyła duże drzwi z ciemnego drewna, na których, gdy się zbliżyła, zauważyła napis złożony ze złotych liter: Gabinet managera. Arsene Wenger.
  Zapukała szybko, oglądając się za siebie. Przeraziła się, gdy w pobliżu windy mignęła jej czyjaś sylwetka, więc bez zaproszenia wpadła do środka.
- Pro... Lauro, wszystko w porządku? - zapytał starszy mężczyzna podnosząc się z czarnego skórzanego fotela. Za nim znajdowały się dwa ogromne okna, które dawały piękny widok na trybuny i murawę. Po lewej ścianę zdobiły fotografie ważnych zasłużonych osób, a pod nimi znajdowała się ciemnoczerwona kanapa.
  Dziewczyna uspokajała oddech i układała sobie w głowie, od czego zacząć, gdy zrozumiała, jak to wszystko by wyglądało. Poskarży mu się, że ktoś wie kim jest i co dalej? Wyrzuci go z drużyny, czy będzie błagał, żeby nic nie mówił? Poza tym, czy on rzeczywiście wie? Przecież nie powiedział tego wprost...
- Dzień dobry dziadku – powiedziała uspokajając się – Bałam się, że cię nie zastanę – uśmiechnęła się szeroko i postanowiła o niczym mu nie mówić. Nie była pewna, o co chodziło temu mężczyźnie. Jeszcze wywołałaby niepotrzebne zamieszanie.
- Jestem w biurze cały dzień, myślałem, że wiesz – odparł wciąż jeszcze zdziwiony takim przybyciem swojej wnuczki. Laura spojrzała na niego i dotarło do niej, że było to marne wytłumaczenie. Postanowiła zmienić temat.
- Khm, tutaj mam wszystko, co trzeba – zaczęła układając dokumenty, które kilka minut temu zbierała z podłogi – Zdecydowałam się podjąć pracę w tym miejscu. O ile oferta jest wciąż aktualna... – dodała widząc zdziwioną minę na twarzy Wengera.
- Um, tak. Jak najbardziej – powiedział potrząsając delikatnie głową – Po prostu nie spodziewałem się, że tak szybko zgodzisz się na to – kontynuował poprawiając czerwony krawat – Usiądź – dodał już mniej spięty i spojrzał na wnuczkę – Jesteś pewna?
  Dziewczyna wpatrywała się w widok za oknem, który przedstawiał wnętrze stadionu rozciągający się za plecami dziadka. Zieleń murawy była słodko soczysta, nic dziwnego, że była jedną z najlepszych w Premier League.
- Tak – odparła wyrywając się z zamyślenia.
- Szczerze mówiąc byłem pewien, że odmówisz. Wcześniejsze zachowanie rodziców i teraz taka nagła zmiana ich działania… Obawiałem się, że będziesz mieć ich dość.
- Nie chcę o nich myśleć – urwała – A tym bardziej o tym, czy idę im na rękę, czy nie… Dziadku – dodała ciszej – Zapomniałam, jaką miłością była dla mnie piłka. I jaką frajdę sprawiało mi oglądanie jej z tobą. Chcę znów to poczuć – skończyła i uśmiechnęła się szczerze.
- Nawet nie wiesz, jaką przyjemność mi sprawiasz – odpowiedział Wenger, sięgając po dokumenty przyniesione przez Laurę – Byłaś dość spięta, gdy tu weszłaś. Naprawdę myślałem, że…
- To nic takiego – urwała z nieco nerwowym uśmiechem, gdy w myśli znów pojawił się obraz tego piłkarza.
  Swoją drogą od sytuacji mającej miejsce ponad rok temu, Laura odpuściła swoje zainteresowanie Arsenalem. Trochę ze strachu, trochę przez trudny rok na studiach… Obiecała sobie teraz, że dokładnie sprawdzi wszystkich zawodników i nowinki transferowe. Miała cichą nadzieję, że akurat ten zostanie wypożyczony na nadchodzący sezon.
- Dziadku – zaczęła – Ilu zawodników wypożyczasz w tym roku? – zapytała, uważając, że najlepiej od razu zacząć zbierać informacje. Pytanie Laury nieco zbiło z tropu mężczyznę wypełniającego pisma.
- Kilku na pewno – zamyślił się opadając na oparcie skórzanego fotela – Masz na myśli kogoś konkretnego?
- Chodzi mi o piłkarza, który zaliczył piękną bramkę wtedy, gdy zabłądziłam do szatni zawodników.
- Hmm – mruknął i zaczął błądzić wzrokiem po suficie – Hector Bellerin – odparł zadowolony zarówno ze swej niezawodnej pamięci, jak i z wyczynu piłkarza.
  Dziewczyna, słysząc nazwisko, poczuła przechodzący jej ciało dreszcz, tak jak niespełna pół godziny wcześniej. Oczywiście, że je pamiętała, lecz natłok myśli zepchnął je na dalszy plan i dopiero wypowiedziane w jej obecności powróciło ze wszystkimi wspomnieniami.
- No tak. Wyleciało mi z głowy – odpowiedziała patrząc na dziadka uzupełniającego umowę – Wypożyczasz go?
- Nie. Zeszły sezon spędził w Watford. W tym dam mu szansę. Jego dobry przyjaciel, Jon Toral wskoczy do Hull, albo… nie wiem jeszcze nic na sto procent. Czekam na oferty – odpowiedział uśmiechając się do wnuczki.


- Hector Bellerin.
  Słysząc swoje nazwisko mężczyzna się wzdrygnął. Po chwili ponownie przeszły go ciarki. Raz – nie lubił, wręcz nie w jego stylu leżało podsłuchiwanie, a dwa – rozmawiali o nim. Czyli coś musiało być na rzeczy. Może faktycznie wiedział zbyt dużo.
Ale nikt mu niczego przypadkiem nie powiedział, ani też niczego niepożądanego nie usłyszał. No, może z wyjątkiem tego sprzed roku, gdy chciał wrócić się do tego gabinetu, ale Wenger już z kimś rozmawiał przez telefon, a to też nie było nic jasnego, po prostu wyrwane z kontekstu.
Po prostu to zauważył. Nic więcej! Nie może tego tak zostawić. Musi to przerwać. Wejdzie tam i… No właśnie. I? Może lepiej poczeka, aż tajemnicza dziewczyna prawdopodobnie rujnująca mu w tym momencie karierę opuści gabinet szefa i wtedy zacznie działać…
  Z tą jakże optymistyczną myślą ukrył się za rogiem i czekał.


  Siedziała wygodnie i czekała. Po dziesięciu minutach Arsene przekazał jej najważniejsze informacje. Od jutra ma zacząć. Będzie obowiązywał ją służbowy strój, lecz póki co, nieco za duży, gdyż jest on szyty na miarę, a to wymaga czasu.
- Mówiłaś mamie o swojej decyzji? – zapytał Wenger odprowadzając wnuczkę do drzwi gabinetu.
- Jeszcze nie. Niech żyją chwilę w niepewności. Zresztą wątpię, żeby akurat teraz się nad tym zastanawiali. Przecież dbają o moje bezpieczeństwo – odparła z nutą ironii.
- Lauro… – westchnął.
- Tak, wiem. Starają się – powiedziała twardo.
- W takim razie widzimy się jutro o 11:00. Naprawdę się cieszę – dodał z radością wypisaną na twarzy, chcąc poprawić wnuczce nastrój. Chciał, aby widziała, że ma kogoś, kto ją kocha i chce się o nią troszczyć.
- Do widzenia – pożegnała się i wyszła.
- Do widzenia – odpowiedział i po chwili wysunął dłoń w kierunku srebrnej matowej klamki chcąc zamknąć drzwi, gdy nagle wykonywaną czynność przerwało mu energiczne pukanie do drzwi.
- Dzień dobry szefie – usłyszał i spojrzał na zawodnika swojej drużyny nieco zaskoczony.
- Coś się stało? – zapytał otwierając szerzej drzwi.
- Nie, to znaczy… - zaczął lekko podenerwowany – Ja naprawdę o niczym nie wiem. Proszę uwierzyć. Czuję się tu, jak w domu. Staram się, jak inni, nie chcę by jedno wyda…
- Hector, ale wydawało mi się, że wspominałem ci o wypożyczeniu. Toral, owszem musi odejść na jakiś czas do innego klubu, szkoda by siedział jedynie na ławce, lub na trybunach. Ale ty, zostajesz…
  W miarę słuchania, z każdym kolejnym słowem twarz piłkarza wyrażała od zaniepokojenia, przez niezrozumienie po ulgę. Choć może jednak nie…
- Czyli nie wyrzuci mnie pan? – zapytał unosząc prawą brew.
- A mam ku temu powód? – odparł coraz bardziej poirytowany tą rozmową Arsene – Wybacz, ale czy my na pewno mówimy o tym samym? – zapytał kładąc dłoń na ramieniu rozmówcy.
- Tak – odpowiedział starając się, by Wenger nie wyczuł jego spiętych mięśni – O wypożyczeniu. Po prostu zacząłem się zastanawiać, czy szef nie zmienił zdania – dodał wzruszając ramionami, by zwiększyć wiarygodność swoich słów.
- Wszystko zostaje po staremu – odparł z delikatnym uśmiechem.
- Dziękuję. Wracam do treningu – powiedział i odszedł w stronę windy.
Wenger odprowadził go wzrokiem. Zmarszczki na czole były oznaką, że głęboko zastanawiał się nad zakończoną przed momentem rozmową.


  Albo jej się wydawało, albo kątem oka zauważyła cień przy drzwiach, gdy rozglądała się po gabinecie dziadka, gdy ten zajmował się dokumentami. Przez te lata nieobecności rodziców nauczyła się dostrzegać wokół siebie wiele szczegółów. Po części nauczono ją tego, ze względu na bezpieczeństwo, a raczej jego brak.
  Drzwi w pomieszczeniu były dźwiękoszczelne, ale gdyby w całkowitej ciszy – tak, jak dzisiaj – stanąć przy nich i spróbować, to z pewnością dałoby się zrozumieć kilka słów.
Kurczę.
Co, jeśli ktoś wpadł na jej trop? Nie, to niemożliwe. Tyle lat nic… Ale jest on. Wiedziała dobrze, co oznaczało to spojrzenie. Przecież, gdy je napotkała, od razu uciekła. Czy za nią pobiegł? Zdziwiłaby się, gdyby tego nie zrobił.
  A więc, drogą dedukcji, prawdopodobnie to on podsłuchiwał. Tu rodzi się kolejne pytanie: czy warto byłoby zawracać tym głowę dziadkowi? I czy by w to wszystko uwierzył? Nie może tego tak zostawić. Jeśli jest jakieś podejrzenie trzeba je potwierdzić lub obalić. Zwłaszcza, gdy jest się w takiej sytuacji jak Laura…
  Dziewczyna po szybkiej analizie zawróciła i przyspieszyła kroku. Gdy zbliżała się do ostatniego zakrętu, usłyszała rozmowę. Nie zwróciłaby na nią uwagi, gdyby nie głos Wengera. Podeszła do ściany i powoli wychyliła głowę. Dziadek rozmawiał… z nim. Serce jej stanęło. Naprawdę nie spała całą noc i myślała nad podjęciem decyzji. Ostatnim, czego by teraz chciała, to narobić wszystkim kłopotów. I to pierwszego dnia.
Wytężyła słuch i starała się coś wyłapać. Usłyszała tylko Toral… powód… trening… Stała za daleko, ale wszystko zdawało się być w porządku.
  Nagle Bellerin odwrócił się i ruszył w jej stronę. Laura ocknęła się z zamyślenia, odwróciła na pięcie i nie wiedząc czemu zaczęła biec. Obejrzała się jeszcze, by skontrolować sytuację, gdy ktoś ją zatrzymał. Tak, właśnie tego teraz potrzebowała. O ironio!
- Coś się stało?
  Patrzyła na młodego mężczyznę, nieco spoconego, ubranego tak samo, jak Hector. Wyglądała, jakby zadane przez niego pytanie było najgłupsze na świecie, lecz po chwili zobaczyła swoje odbicie w gablotce znajdującej się za chłopakiem i zrozumiała jego zdziwienie. Była przestraszona i miała przyspieszony oddech.
- Em, tak. Wybacz. Chyba się zgubiłam – odpowiedziała.
- Nic dziwnego, na początku sam nie mogłem się połapać. Stadion jest wielki – odparł z uśmiechem, a Laura tylko liczyła w głowie sekundy, aż Bellerin w końcu na nich trafi – Musisz iść prosto tym korytarzem, po lewej będzie winda. Wciskasz parter i potem w prawo… Wiesz co, pokażę ci. Może przy okazji znajdę takiego jednego.
- Dziękuję – odpowiedziała. Nie chciała się kłócić, tak naprawdę dokładnie znała Emirates, lecz każda minuta zwłoki mogłaby przybliżyć do nich Hectora.
- Tak swoją drogą, mam na imię Jon – powiedział wysuwając dłoń w stronę dziewczyny.
- Laura – odparła ściskając mu rękę.
- Mogę zapytać, co cię tu sprowadza?
- Praca – uśmiechnęła się – W ramach praktyki z uczelni – wyjaśniła – A ty? Jest dzisiaj trening?
Toral spojrzał po sobie i uśmiechnął się na dźwięk wydawany przez jego korki.
- Tak, ale pewien znajomy poszedł po wodę i przepadł, a ja mam go znaleźć, dlatego tutaj jestem – tłumaczył wciskając guzik przywołujący windę – Nie widziałaś go może? Mniej więcej mojego wzrostu, tatuaż na prawej ręce, czarne włosy…
- Hm… Chyba wpadliśmy na siebie jakieś pół godziny temu – odpowiedziała starając się, by zabrzmiało to normalnie. Świadomość, że jest wciąż w tym samym miejscu, co osoba, która być może za dużo o niej wie wzbudzała w niej mieszane uczucia. Potrzebowała wrócić do domu i wraz z Lydią obmyślić plan działania – To było na parterze – dodała.
- Co mu strzeliło… - powiedział bardziej do siebie masując czoło.
- Może wrócił już na trening – powiedziała Laura wchodząc do windy.
- Mam nadzieję, bo dzisiaj jest jeden z tych ważniejszych i wolałbym być na całym – westchnął, a winda zatrzymała się na drugim piętrze, po czym ich oczom ukazał się poszukiwany mężczyzna.
- Stary! Szukam cię wszędzie, jak niańka! – krzyknął Jon.
Laura stała jak słup, gdy Bellerin z równie zaskoczoną miną wchodził do windy.
- Już jestem, spokojnie mamo – odparł klepiąc przyjaciela po plecach opanowując zdziwienie.
„Rozmawiajcie sobie, zaraz parter, ja sobie pójdę, nie zwracajcie na mnie uwagi…” – myślała Laura starając się uspokoić nerwy.
- Przepraszam cię za niego. Taki się urodził, odkąd pamiętam uważa mnie za swoją matkę – szepnął jej na ucho Jon.
- Zabawne – mruknął Hector i zdzielił go radośnie po głowie. Kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Chciał tyle powiedzieć tej dziewczynie, ale nie mógł tego zrobić będąc z Jon’em.
- Dobra, dobra. Nie będę niewychowany i was sobie przedstawię. Lauro, to Hector, najlepszy, najszybszy, naj, naj, naj naszej drużyny. Hector, to Laura, będzie tutaj pracować – powiedział, po czym uścisnęli sobie ręce, a Laura w myślach zabiła Jon’a jakieś dziesięć razy. Mógł jeszcze podać nazwisko, datę urodzenia i adres zamieszkania…
Hector nie starał się ukryć zdziwienia informacją, że Argent odbyła przed momentem rozmowę o pracę. Pogubił się w tym wszystkim.
Winda otworzyła się na głównym piętrze.
- Dzięki, myślę, że już trafię – powiedziała i uśmiechnęła się wdzięcznie.
- W takim razie do zobaczenia – odparł Jon i pomachał dziewczynie na pożegnanie.
- Do zobaczenia.
Szybkim krokiem ruszyła w kierunku wyjścia. Cały czas czuła na karku palący wzrok Hectora Bellerina.


- Mam dość! – westchnęła zamykając za sobą drzwi. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. Gdy je otworzyła zobaczyła przed sobą Lydię ze zdziwioną miną.
- Skoro sama rozmowa poszła tak źle, to jak będzie wyglądał twój pierwszy dzień – powiedziała podchodząc do Laury.
- Co mnie napadło, żeby się na to zgodzić! Zapomniałam już, co przeżyłam rok temu? – rzuciła i powłóczyła się do kuchni.
- Masz na myśli…
- Uh… - westchnęła Laura. Przecież ona nic nie wie… - Usiądź dobrze? Zrobię kawę i wszystko ci wyjaśnię.

- Tak to wszystko wygląda. Nie będę ci tłumaczyć, który piłkarz jest który, bo wiem, że ten sport cię nie interesuje. Ale to właśnie dzisiaj wpadłam na niego. I co? Pamięta mnie. Rozumiesz? – powiedziała i schowała twarz w dłonie.
- Laura… - zaczęła spokojnie ruda – Uwierz, że rozumiem jak najbardziej twoje zdenerwowanie, ale chyba nieco wszystko wyolbrzymiasz. Sama powiedziałaś, że nie usłyszałaś konkretów od tego piłkarza. Mówił coś w ogóle? – zapytała wyjmując piwo z lodówki – Powiedział ci wprost, że cię pamięta?
Laura spojrzała na zimną butelkę.
- No nie. Uciekłam. Pamiętam, że krzyknął, bym zaczekała.
- Więc póki co nie ma się czego bać – zaczęła spokojnym tonem – Teraz już rozumiem twoje zachowanie rok temu, po opuszczeniu stadionu… ale wtedy też nie powiedział ci nic wprost, że cię poznał, albo że cokolwiek wie o twojej rodzinie.
- Chyba spanikowałam – westchnęła upijając łyk. Gorycz alkoholu przyjemnie paliła jej kubki smakowe.
- Zachowuj się, jakbyś była zwykłą dziewczyną, która nie ma nic wspólnego z Wengerem – powiedziała ze stoickim spokojem Lydia.
- Łatwo powiedzieć.
- Wcale nie! Rozmawiaj z nim tak, jak zawsze. Tylko nie na tematy rodzinne – dodała z uśmiechem, na co Laura zaczęła się śmiać.
- Dzięki, jesteś najlepsza – odparła.
- Wiem. A co do tego piłkarza… Udawaj, aż sam uwierzy, że się myli, jeśli oczywiście faktycznie na coś wpadł, chociaż moim zdaniem jest to mało prawdopodobne.
- Jasne – szatynka uśmiechnęła się do przyjaciółki.
Wiedziała, że będzie jej trudno. Mimika twarzy od zawsze ją zdradzała. Po raz kolejny w życiu będzie musiała kłamać, a przynajmniej nie mówić całej prawdy, jeśli oczywiście jest między tym jakaś różnica.

  Następnego dnia Argent była zmuszona obudzić się wcześniej, niż zwykle i teraz była już w drodze na Emirates. Pierwszy dzień w pracy, a już miał okazać się ciężki.
  Ciuchy, które miała nosić tymczasowo były nieco za duże. Szczególnie spodnie, na tyle, że pozwolono jej zostać w spodenkach. Stała właśnie w szatni dla sztabu medycznego patrząc w swoje odbicie. Czerwono – granatowa koszulka nie opinała nawet jej piersi rozmiaru D. Uśmiechnęła się do siebie i ruszyła w kierunku boiska.
Arsene kończył właśnie rozmawiać z zawodnikami, gdy dziewczyna pojawiła się przy wejściu. Henry na widok dwudziestolatki trącił lekko w ramię Wengera, który po chwili zakończył swoją mowę i podszedł do Argent.
- Mam nadzieję, że się nie stresujesz – powiedział do Laury mrużąc oczy przed słońcem.
- Ani trochę – uśmiechnęła się.
- Sztab medyczny póki co nie pracuje intensywnie, więc pomyślałem, że nie będę zanudzał cię papierami. Póki co będziesz nam pomagać przy treningach – mówił, gdy weszli na murawę.
- Nie mam nic przeciwko – odparła.
- Pamiętasz, jak zabierałem cię na mecze? Moja dobra znajoma sadzała cię na kolanach w drugim rzędzie za ławką rezerwowych. Zawsze marzyłem, że gdy podrośniesz, będę mógł posadzić cię obok siebie.
- Ale później rodzicom coś odbiło i więcej cię nie zobaczyłam – dodała – Ale znowu tu jestem, a marzenia lubią się spełniać – powiedziała, a na twarz mężczyzny wlał się serdeczny uśmiech.
Spojrzała na grupę piłkarzy, do której się zbliżali i instynktownie zaczęła szukać zagrożenia w postaci Hectora.
Zauważyła go.
Przypomniały jej się słowa Martin i starała zachowywać się tak, jakby mężczyzna nie miał dla niej znaczenia, zwłaszcza jego wczorajsze zachowanie. Jakby kompletnie o nim zapomniała.
- Staramy się dzielić piłkarzy na grupy i codziennie zmieniać im ćwiczenia. Taki sposób dobrze jest zastosować przed sezonem. Kiedy ma się dużo czasu – tłumaczył Wenger.
Laura w skupieni kiwała głową. naprawdę ją to interesowało, poza tym chciała znów poczuć tę ekscytację piłką, którą rok musiała w sobie tłumić.
Zawodnicy mieli przerwę, gdy do Wengera podszedł jeden z nich.
- Chciałem zapytać, czy nie będzie problemem, jeśli wyjdę dziś wcześniej – zapytał i spojrzał na Laurę.
- Tak, rozmawialiśmy o tym wczoraj. Nie mam nic przeciwko – dodał zdejmując kurtkę. Lipcowe słońce dawało o sobie znać. Wenger zauważył, jak piłkarz kilka razy zerkał na Laurę, gdy ta rozglądała się po stadionie. Było widać, że brakowało jej tego miejsca.
- Poznaj proszę nowego członka sztabu, którego właśnie oprowadzam – powiedział wyciągając rękę w kierunku wnuczki – Laura Argent. Lauro, to Aaron Ramsey.
- Cześć.
- Miło mi poznać.
Młodzi wymienili uścisk dłoni, na co Arsene się ucieszył. Nie chciał, by jego wnuczka przez tajemnice nie mogła poznać jego piłkarzy. Tym gestem chciał jej to właśnie uświadomić.
- Wyglądasz młodo, jak na taką pracę – przyznał Ramsey.
- Dzięki – uśmiechnęła się – To praca z uczelni – wyjaśniła.
- Oh, rozumiem – odparł nieco zamyślony – Muszę lecieć. Do zobaczenia, do widzenia szefie – dodał i opuścił boisko.
- To dziwne uczucie poznać kogoś, kogo ostatnimi laty widywało się jedynie z daleka, w dodatku grającego mecze – zaczęła marszcząc czoło – Ale w sumie nigdy nie uważałam ich za gwiazdy, więc… To specyficzne – uśmiechnęła się szeroko.
- Przyzwyczaisz się – odparł klepiąc ją delikatnie w ramię – Musisz mi wybaczyć na chwilę – dodał i podszedł do piłkarzy.
Laura uśmiechnęła się do dziadka i wystawiła twarz do słońca. Przez ten czas, który minął od feralnego znalezienia się w szatni zawodników naprawdę odpuściła sobie wszystko, nie miała do czynienia z emocjami, jakie towarzyszyły jej od zawsze na każdym meczu. Być może dlatego tak chłodno podeszła do spotkania z Aaronem Ramsey’em. Albo po prostu dorosła i zrozumiała, że mimo wszystko to też człowiek, z krwi i kości, tak jak ona.
  Rozkoszowała się przyjemnym ciepłem, gdy obok niej potoczyła się piłka, prosto do tunelu, który wyprowadzał piłkarzy na mecze. Spojrzała w kierunku grupy mężczyzn i podnosząc rękę dała znać, że po nią pójdzie..
Musiała przyznać, że póki co czuła się naprawdę dobrze. Przez chwilę zapomniała nawet o tajemnicy, jaką dźwiga.
  Będąc już w środku odszukała wzrokiem piłkę. Miała już z nią wrócić, gdy jej oczom ukazała się czyjaś sylwetka.
- Dzięki, nie musiałaś – powiedział, a Laurę przeszedł dreszcz.
To on.
- Byłam blisko – odparła opanowując drżenie głosu, a chłopak podszedł do niej.
- Dlaczego wczoraj uciekłaś?
W tym świetle wyraźnie było widać rysy jego twarzy. A w tym momencie wyrażała ona pewność. Nic więcej.
Argent wzięła wdech. Starała trzymać się słów Lydii.
- Myślałeś, że na takie spojrzenie wyrwiesz dziewczynę? Przestraszyłam się – wzruszyła ramionami i przygryzła język, gdyż zabrzmiało to nieco żałośnie – Naprawdę wyglądałeś dziwnie – dodała pokonując gulę w gardle. Modliła się tylko, by zabrzmiało to wiarygodnie.
- Oh – wydusił. Czyżby naprawdę coś sobie uroił? Był pewien, że to ją spotkał wtedy w szatni, że to jej podpisał się na szaliku i… - Wtedy też uciekłaś – dodał bardziej pewny swego.
- Em, wybacz, że wolałam nie zostać wyrzucona przez ochronę – odparła zadowolona z takiego argumentu.
- Czyli to rzeczywiście byłaś ty… - powiedział bardziej do siebie unosząc delikatnie brwi. Miał jakiś punkt zaczepienia.
Laura nieco pobladła. Czuła, jak jej nadnercza produkują masę adrenaliny i niewiele brakuje, żeby uciekła, lecz wiedziała, że to dla piłkarza oznaczać będzie tylko potwierdzenie jego teorii, jakąkolwiek tam miał. Wdech i wydech. To jeszcze nic nie znaczy, jak powiedziała Martin nie powiedział mi wprost co tak naprawdę wie.
- No i co w związku z tym. Kto powiedział, że to byłam ja? – odparła ponownie wzruszając ramionami.
- A wczoraj? – zapytał ponownie, na co dziewczyna tylko westchnęła dodając sobie spokoju – Posłuchaj, nikomu nie powiem. Nic. Wierz mi, możesz mi zaufać. Naprawdę nie chciałem, tak wyszło. Dowiedziałem się przypadkiem.
Patrzył i czekał na jakikolwiek znak, że szatynka się złamie i coś powie. Przecież to wszystko nie może być zbiegiem okoliczności!
  Argent spuściła wzrok na trzymaną w ręku piłkę. Wbrew temu, co twierdzi piłkarz, nie może nikomu zaufać, do upartego musi trwać przy swoim. Zbyt wiele ryzykowałaby, wierząc każdej osobie, która ją o to prosiła.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedziała spokojnie oddzielając każde słowo, po czym wepchnęła mu piłkę w dłonie i wróciła na boisko.


- Wiem, że wiesz… - szepnął Hector. Sam nie rozumiał, dlaczego po prostu nie odpuści. Dał jej jasno do zrozumienia, że się domyślił, że ona i Wenger… Może czuje, że potrzebna jej w tym wszystkim pomoc. Po prostu, jakby miał wbudowany czujnik; widział, że coś jest nie tak, że nie jest jej łatwo, kiedy jest w tym sama. Naprawdę mógł coś zrobić, taki już był. Chciał tylko dobrze.
Potrząsnął głową i kozłując kilka razy piłkę wrócił do treningu.

  Kolejną godzinę Laura spędziła na przypatrywaniu się ćwiczeniom i technice ich wykonywania. Zamieniła z dziadkiem jeszcze kilka słów, zanim trening dobiegł końca, lecz naprawdę niewiele pamiętała z tej wymiany zdań. Całą mocą odpychała myśli dotyczące niedawnej rozmowy z piłkarzem, dlatego odetchnęła przebierając się w szatni. Poczekała, aż wszyscy zawodnicy opuszczą stadion i dopiero wtedy wróciła do samochodu. Czuła się, jak tajny agent i to wszystko przez jedną osobę.

~***~