- No
hej stary – powiedział otwierając drzwi swojemu przyjacielowi – Co masz taką
minę? Wszystko okej? – dodał przyglądając mu się.
-
Spakowany? – odparł wymijająco wypuszczając głośno powietrze – Pomóc ci?
Toral
spojrzał na niego i poszedł do kuchni po butelkę whisky, a z lodówki wyjął
colę.
-
Mów – rozkazał wskazując ręką krzesło.
-
Mam mętlik w głowie – zaczął opierając łokcie na blacie – Pamiętasz sytuację
sprzed jakiegoś roku? – zaczął cicho.
-
Hm… A możesz konkretniej?
-
Kiedy strzeliłem pierwszą bramkę w debiucie – wyjaśnił i Jon kiwną głową –
Później do szatni weszła ta dziewczyna, którą przedstawiałeś mi wczoraj w
windzie.
-
Poważnie to była ona? – przerwał mu nie kryjąc zaskoczenia – Jak możesz ją
pamiętać?
-
Mówiłem ci wtedy, że chyba na coś przypadkiem wpadłem, tak? I później chciałem
zabrać kopię dokumentu z gabinetu Wengera, przy czym przypadkiem usłyszałem
rozmowę… Był zdenerwowany, albo… no nie wiem, ale… Powiedział wtedy, że: „Ona
chyba tu była, nie zapraszałem jej na mecz.” I później jeszcze „Naprawdę,
rozpoznałem ją w ostatniej chwili, ale i tak nie jestem do końca pewien, czy…”.
-
Zwolnij – przerwał Jon widząc splątanie na twarzy Bellerina – I wytłumacz
spokojnie, co się dzieje.
Hector przysunął ręką szklankę wypełnioną na
dnie bursztynowo brązowym płynem.
-
Naprawdę, dużo nad t ym myślałem, minął w końcu rok i szczerze mówiąc zaczynałem
po prostu o tym zapominać. Ale wydaje mi się, że Laura ma z Arsenem więcej
wspólnego, niż nam się wydaje.
Jon
upił łyk whisky zmieszanej z colą.
-
Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo cię to martwi – odparł spokojnie odkładając
szkło – Przecież w pracy zdarzają się romanse. Kto powiedział, że Wenger nie
może? – wzruszył ramionami, starając się przekazać trochę spokoju
przyjacielowi, lecz gdy na niego spojrzał zrozumiał, że nic nie wskórał.
-
Myślę, że ona może być jego córką – powiedział powoli brunet obserwując swojego
rozmówcę. Toral zmarszczył brwi i pokręcił głową.
-
Nie, to niemożliwe. On nie ma dzieci… Jego żona zmarła dawno temu, a wątpię
żeby posunął się tak daleko i miał z kimś… córkę. Nie, Hector, to naprawdę
kosmiczna teoria – powiedział Jon upijając kolejny łyk whisky.
Bellerin
przetarł twarz ręką biorąc głęboki wdech. Trawił właśnie to, co powiedział
Toral. To wszystko musiało się jakoś łączyć. Może po prostu źle to sobie
poukładał, źle zrozumiał…
- Na
pewno nie – powiedział.
- A
tak w ogóle – zaczął marszcząc czoło – Czemu tak bardzo chcesz się w to
zagłębić? Przecież nawet jeśli, to co ci do tego. Może właśnie ukrywają to
wszystko przed takimi ciekawskimi, jak ty.
-
Nie widziałeś jej wtedy w szatni i jak na nią wpadłem wczoraj…
-
Wpadłeś na nią? – przerwał Jon zaskoczony, że przyjaciel nie wspomniał o tym
wcześniej.
-
Nieważne – urwał – Chcę jej pomóc.
Jon
spojrzał na niego, jak na idiotę. Owszem, zdarzały się sytuacje, że Hector miał
nosa i faktycznie kilku osobom udało się pomóc, nawet jeśli chodziło o rzeczy
materialne, ale ten przypadek wydawał mu się zbyt naciągany.
-
Tak, wiem, rozumiem. Czujesz to, masz takie coś, że widzisz kiedy ktoś, coś,
ale teraz… Naprawdę byłeś w niewłaściwym miejscu o złym czasie i próbujesz to
jakoś połączyć… - uniósł rękę, gdy zobaczył, że brunet chce mu przerwać –
Naprawdę, zostaw. Tym bardziej, że mówimy tutaj o szefie. Jest to zbyt wpływowa
i ważna osoba, by za jego plecami coś kombinować – dodał mocniejszym tonem.
Twarz Hectora rozluźniła się. Toral miał nadzieję, że przemówił mu do tej
rozsądniejszej części mózgu i wybił ten pomysł z głowy.
-
Okej – westchnął – Powiedzmy, że masz rację. Ale jeśli znajdę dowód…
-
Daj spokój – urwał – Narobisz kłopotów.
-
Dobra, dobra. Zostawiam to – odparł unosząc ręce – Więcej o tym nie wspomnę –
dodał przewracając oczami i opadł na oparcie krzesła.
-
Innym razem – uśmiechnął się na pocieszenie szatyn i zaczął opowiadać o
przenosinach do nowego klubu. Lecz Hector słuchał tylko jednym uchem. W głowie
wciąż miał fragmenty swojej układanki i próbował znaleźć błąd. Wiedział, że Jon
ma rację. To zbyt niebezpieczne, by zacząć węszyć w życiu Wengera, ale jeśli ma
rację… Nie! Nie ma! Koniec, odpuszcza to i nie wraca więcej do tego. Teraz
zostaje Laura. Musi ją jakoś przeprosić i… zrobić coś, żeby nie myślała, że
jest jakimś szaleńcem. Miał nadzieję, że rozejdzie się to jakoś po kościach.
Obudził
go dźwięk wiadomości. Sprawdził komórkę i wsłuchał się w słowa przyjaciela.
-
Masz minę gorszą niż wczoraj – powiedziała Lydia, gdy jej przyjaciółka przekroczyła
próg domu.
-
Dzięki – odparła – Rozmawiałam z nim – dodała.
-
Oho – rzuciła dziewczyna unosząc brwi, a Argent streściła przebieg rozmowy.
-
Mam tylko nadzieję, że zrozumiał… – dodała nakładając sobie obiad.
-
Biorąc po uwagę fakt, że to facet, a ty zamknęłaś wszystko w jednym zdaniu…
Tak, myślę, że zrozumiał – wyjaśniła ruda i uśmiechnęła się na dźwięk
wiadomości. Laura odchyliła głowę do tyłu i uspokoiła się trochę.
- A
ty? – zaczęła szatynka – Takiej miny u ciebie dawno nie widziałam.
-
Oh, to nic takiego – powiedziała, a na jej jasną cerę wlały się niewielkie
rumieńce. Podniosła wzrok na przyjaciółkę i natrafiła na wyczekujące spojrzenie
– No dobra, już objaśniam. Wczoraj rano jakiś gość tak zaparkował, że
zablokował mój samochód. Tak się złożyło, że przechodził tamtędy pewien chłopak
z psem, pomógł mi i mam się odwdzięczyć idąc z nim na kawę – wyjaśniła i
odgarnęła włosy.
- A
co ty na to?
-
Muszę się zgodzić – odparła z lekkim uśmiechem – Jutro o 16:00 – dodała
odczytując SMS’a.
-
Lydia – zaczęła Laura – Dawno nie widziałam cię takiej… radosnej.
-
Um, po prostu…
-
Cieszę się – przerwała jej – Opowiesz mi, jak było.
- No
jasne – uśmiechnęła się – Rozmawiałaś z rodzicami? – zapytała po chwili.
-
Dzwonili wczoraj wieczorem – odparła wyjmując sok z lodówki – Całkiem o nich
zapomniałam przez to wszystko.
- I…
Czy usłyszę, że rozmowa była przyjemna? – dociekała Martin.
Laura
upiła łyk napoju.
-
Prawie – powiedziała i widząc, jak rudowłosa przewraca oczami zaraz dodała –
Naprawdę, miałam dobre chęci! Ale kiedy powiedziała „Wiedziałam, że po części zrobisz to dla nas”, przestałam się
hamować. Wyjaśniłam, że robię to tylko i wyłącznie dla siebie, by odbudować
relacje z dziadkiem i patrzeć na to, co kocham. Nie dla nich.
-
Wydaje mi się, że twoja mama nie chciała powiedzieć tego złośliwie. I wiem, że
ty też tak czujesz.
-
Wciąż mam nadzieję. Nic więcej – odparła wzdychając – Znowu wyjeżdżają –
dodała. Lydia wstrzymała oddech i spojrzała na przyjaciółkę – Naprawdę nie
wiem, czemu jeszcze mi o tym mówią.
-
Laura…
-
Chcę się tylko od tego odciąć. Przecież tego chcieli, a skoro gdy dorosłam,
wciąż nie potrafią wszystkiego mi wyjawić, bo „to dla mojego bezpieczeństwa”,
to wypisuję się z tego – westchnęła masując czoło – Pójdę do siebie –
powiedziała i opuściła kuchnię pozostawiając w niej przyjaciółkę z mieszanymi
uczuciami. Nie wiedziała już, jak ma jej pomóc. Sama na jej miejscu pewnie
zachowywałaby się tak samo, względem swoich rodziców, lecz naprawdę wierzyła,
że w końcu się ogarną i do niej wrócą. Chciała tylko pomóc jej przetrwać okres,
kiedy ich przy niej nie ma.
Następnego dnia o tej samej porze dziewczyna
weszła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Mimo wszystko na jej usta wlał się
delikatny uśmiech.
Dzisiejszy
dzień nie był taki zły, Bellerin nie brał udziału w treningu, a to oznaczało,
że nikt nie dręczył jej tym spojrzeniem i mogła czuć się swobodnie. Kolejnym
powodem jej aktualnego nastroju była randka Martin. Mimo, że Laura nie należała
do typu kobiety ciekawskiej, interesowało ją, jak przebiega spotkanie. Być może
Lydia w końcu poznała kogoś wartościowego.
Mijała 21:00, gdy ciszę panującą w korytarzu
przeciął zgrzyt otwieranego zamka. Rudowłosa z delikatnymi rumieńcami zamknęła
za sobą drzwi i ruszyła do salonu, gdzie Laura wylegiwała się oglądając
ulubiony serial. Jak zwykle dziewczyna nie miała co zrobić z kończynami dolnymi
i wyłożyła je na oparcie sofy. Problem pojawiał się, gdy wpadali do nich
znajomi – Argent po dłuższej chwili zaczynała się wiercić. Kiedy mieszkały w
jednym pokoju zawsze podczas nauki sadowiła się głęboko w fotelu i wykładała
nogi gdzie tylko mogła.
-
Może na żyrandol? – zapytała Martin.
-
Tam jeszcze nie sięgam, ale taki mam plan – odparła – Co tak wcześnie? – dodała
z uśmiechem podnosząc się. Brunetka posłała przyjaciółce zadziorny uśmiech.
-
Zagadaliśmy się – odpowiedziała siadając na skraju mebla – Było bardzo… w
porządku. Kawa, spacer tu i tam no i później wszystko przez samochód! Nigdy nie
zaczynaj ciągnąć rozmowy, kiedy jesteś w samochodzie i zbierasz się do wyjścia
– dodała udając oburzenie.
- Em
– dziewczyna otwierała usta, lecz to pytanie ją zaskoczyło – Skąd wiesz, że
będzie jeszcze jakieś? – zapytała speszona. Argent uśmiechnęła się szeroko.
-
Widzę – powiedziała stanowczo – No to opowiadaj coś więcej! – zachęciła
poklepując miejsce obok siebie.
-
Mieszka na obrzeżach Londynu. Wydaje mi się, że jest piłkarzem, ale nie
pytałam, ponieważ było mi trochę głupio tak dociekać wszystkiego na pierwszym
spotkaniu. Całkiem swobodnie mi się z nim rozmawiało…
-
Spokojnie, zapytasz na następnym – dodała Argent.
- No
już daj spokój – Martin zaczęła się śmiać – W sumie to nic więcej się nie
wydarzyło – powiedziała zastanawiając się.
- To
dobrze – Laura puściła jej oczko.
-
Nie jest czasem zbyt późno, jak na takie posiedzenia przed TV? – sprytnie
zmieniła temat Lydia.
-
Straciłam poczucie czasu – odparła drapiąc się po głowie – W takim razie lecę
spać, mamo – dodała akcentując ostatnie słowo.
-
Dobranoc – powiedziała rzucając przyjaciółce ciepły uśmiech.
-
Dzisiaj możesz wziąć udział w ćwiczeniach ze sztabem medycznym. Podczas
treningu jeden z zawodników będzie symulował, a fizjoterapeuci będą musieli mu
pomóc. Przyglądniesz się najpierw, jak to wygląda, a później spróbujesz. Co ty
na to? – Wenger spojrzał wyczekująco na wnuczkę.
-
Jestem jak najbardziej za – odpowiedziała z uśmiechem zasuwając bluzę.
Dzisiejsze słońce wolało chować się za chmurami, co spowodowało obniżenie
temperatury o kilka stopni. Dziewczyna rozejrzała się po boisku, na którym
grupa zawodników rozpoczynała rozgrzewkę.
Towarzyszył
jej dzisiaj dobry humor i była to po części zasługa Lydii. Dawno już nie
widziała jej tak radosnej. Widać było, że spotkanie tego mężczyzny wniosło coś
ciepłego do szarej rzeczywistości.
Arsene przedstawiał ją członkom sztabu, gdy
Laurę przeszedł dziwny dreszcz. TEN dreszcz. Wzięła głęboki wdech i postanowiła
to zignorować. Nie będzie przejmowała się wymysłami jakiegoś piłkarza. Będzie
zachowywać się tak, jakby nie była jego wnuczką…
- To
ja was zostawiam. Życzę powodzenia – dodał i odszedł w stronę piłkarzy.
- A
więc… - zaczęła kobieta o imieniu Mary – pokrótce w teorii większość została ci
przekazana, ale wiadomo, najlepiej uczyć się w praktyce. Ważne jest, by podczas
meczu być czujnym i nie wahać się z wejściem na boisko. Oczywiście zdarzają się
przypadki, gdy jest to niepotrzebne z punktu widzenia sędziego, lecz robiąc to
dajemy moment oddechu piłkarzom jednej i drugiej drużyny.
-
Rozumiem – odpowiedziała Laura – Będę się starać – dodała z uśmiechem.
Kobieta
odwzajemniła gest, po czym wszyscy usiedli na ławce. Agent skupiła się na tym,
co przed momentem usłyszała.
Podnosząc
głowę, pierwsze, co zobaczyła, to natarczywy i nieustępliwy wzrok Bellerina,
który po chwili przeniósł się na Wengera i znowu na nią. Dziewczyna zignorowała
to, zagryzając zęby ze złości.
-
Spójrz, jeden z zawodników od dłuższej chwili się nie podnosi – odezwała się
Mary – Przećwiczymy to sami, przyjrzysz się, a następnym razem do nas
dołączysz.
Laura
kiwnęła głową i patrzyła na poczynania fizjologów. Jej zadaniem było jak
najszybsze rozpoznanie urazu – jeśli w ogóle do jakiegoś by doszło. Musiała
przyznać, że pozytywnie zaskoczyła ją rola lekarza w takich okolicznościach.
Nie zawsze musiał on kojarzyć się ze ścianami szpitala. Dziewczyna nabrała
powietrza przerywając swoje rozmyślania, gdyż zbliżała się jej kolej.
- I
jak? – zapytał dziadek po zakończonym treningu.
-
Całkiem w porządku – odparła z uśmiechem – Z wyjątkiem momentu, w którym o mały
włos, a sama potrzebowałabym pomocy medycznej, razem z tym biednym piłkarzem –
powiedziała uśmiechając się krzywo. Tak bardzo zmartwiła ją myśl, że Hector się
nie podda i będzie szukał i drążył temat dopóki na coś nie trafi, że nie
skupiła się na tym, co trzeba i przewróciła się, wpadając w jednego z
zawodników, dokładnie Aarona Ramseya, którego niedawno poznała.
-
Nie przejmuj się, zdarza się najlepszym – odparł tłumiąc śmiech. Laura
spojrzała na niego spode łba, po czym sama zaczęła się śmiać.
-
Jesteś pewien, że… nikt się niczego nie
domyśli? – zapytała bez ogródek.
-
Nie domyśli czego? – odparł zaskoczony – Oh, już rozumiem… Tak, jestem tego
pewny. Wydaje mi się, że nikt nagle nie zainteresuje się moim życiem prywatnym
– wyjaśnił wzruszając ramionami. Dziewczyna musiała przyznać, że było w tym
trochę racji – Niczym się nie martw. Wkrótce to wszystko się skończy. Widzimy się
jutro – dodał opiekuńczym tonem i ruszył w kierunku biura.
Argent potarła czoło i wzięła głęboki wdech. Cała
ta sytuacja potrafiła przytłoczyć, lecz miejsce, w którym się znajdowała w
jakiś sposób podnosiło ją na duchu.
-
Jeżeli znowu masz zamiar mnie męczyć tymi swoimi podejrzeniami, to odpowiedź
brzmi: nie – odparła odwracając się w stronę mężczyzny. Szatyn ze świstem
wypuścił powietrze.
-
Przepraszam – powiedział zrezygnowanym tonem – Ale… Naprawdę, przez moment
wydawało mi się, że coś jest na rzeczy.
Laura
wyprostowała się. Czyżby odpuścił? Gdy widziała go ostatnim razem, wyraz jego
twarzy ani trochę na to nie wskazywał.
- Um…
- zaczęła – Nic się nie stało – wydusiła nie mając pomysłu, co powiedzieć. Nie spodziewała
się takiego obrotu sytuacji.
- Nie
jesteś wkurzona? – zapytał drapiąc się po głowie.
-
Ważne, że odpuściłeś – odpowiedziała i szybko ugryzła się w język – Było,
minęło – westchnęła.
-
Wiem, że dziwnie to wygląda, bo przecież praktycznie w ogóle się nie znamy, ale
gdyby naprawdę coś się działo, albo… No chcę powiedzieć, że możesz mi zaufać.
-
Dziękuję, ale z niektórymi problemami muszę poradzić sobie sama.
-
Jeśli mogę w czymś…
-
Naprawdę, nie trzeba – przerwała uśmiechając się prawie naturalnie.
- To
chociaż podrzucę cię do domu. w ramach przeprosin – nalegał.
-
Będę się dziwnie czuć… Jakby to miało być… zadośćuczynienie – zaczęła powoli –
A naprawdę nic się nie stało – dodała z delikatnym uśmiechem.
- No
dobrze – odparł, na co Laura poczuła ogromną ulgę – Innym razem – uśmiechnął
się jeszcze i odszedł. Poczekała, aż zniknie z jej pola widzenia i osuwając się
po ścianie odetchnęła z ulgą.
-
Kamień z serca… - mruknęła do siebie, lecz długo nie nacieszyła się spokojem.
-
Żyjesz?
Dziewczyna
drgnęła i spojrzała do góry, a jej oczom ukazał się piłkarz, którego dzisiaj
powaliła, dosłownie na kolana. Patrzyła na niego nie mogąc wydusić z siebie
jednego sensownego słowa.
-
Em… - otworzyła usta w nadziei, że cokolwiek składnego z nich wypłynie.
-
Pomóc ci w czymś? – zapytał podchodząc bliżej.
-
Wszystko jest okej – powiedziała w końcu i podniosła się – Zmęczenie – dodała.
-
Jeśli chodzi o dzisiejszy wypadek, to naprawdę nie masz się czym przejmować.
Było zabawnie – uśmiechnął się.
- W
tym momencie rozpoznała swojego rozmówcę.
Aaron
Ramsey.
Piłkarz,
który, jak dla niej powinien otrzymać kredyt na szczęście, by pokazać, na co
tak naprawdę go stać.
-
Zapomniałam już o tym szczerze mówiąc – zaczęła – Mam nadzieję, że cię nie
uszkodziłam.
-
Miałem pytać, czy tobie nic nie jest. Wyglądało to trochę groźnie – powiedział
i zaczął się śmiać – Wybacz, ale mam przed oczami tę sytuację i…
-
Faktycznie wyglądało to komicznie – odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
-
Jeśli chcesz mogę cię podrzucić – zaoferował się.
-
Jeśli to nie problem, to… czemu nie – odpowiedziała z wahaniem, mając nadzieję,
że Hector był już w tym momencie daleko stąd. Nie chciała dodawać mu argumentów
do tezy, że coś ukrywa, w momencie, kiedy najwyraźniej udało jej się zbić go z
tropu.
~***~
Zabieram dzisiaj głos! Nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od odpowiedzi na pytanie, które być może sobie zadajecie. Dlaczego taki temat? Od prawie zawsze kocham piłkę i tę drużynę i w ten sposób chcę się z Wami tym podzielić. Jeśli temat niektórych zniechęcił, uspokajam, że na tym sporcie nie trzeba się znać, żeby to czytać :)
Wiem, jak to jest dzisiaj z komentarzami, nie chce się ich pisać, nie wie się, co napisać... A ja prosiłabym o jakiś znak, że wyświetlenia nie biorą się znikąd. Bo to daje radość, nie wiecie nawet jaką. Jeśli jest ktoś ze starych wirtualnych znajomych, to również czekam na jakikolwiek znak. Jeśli ktoś któregoś sportowego wątku nie potrafił zrozumieć, też piszcie. Pomogę, jak zawsze.
Dzięki i do następnego.
Anka ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz