Zablokował komórkę i wszedł do środka. Z
kuchni dochodziły dźwięki świadczące o krzątającej się tam osobie, a zapach
mówił sam za siebie. Czas coś zjeść.
-
Stary, nie wiedziałem, że tak dobrze gotujesz – powiedział Hiszpan rzucając
torbę na ziemię.
-
Stary, nie wiedziałem, że zapraszałem cię na obiad – odgryzł się Toral.
- No
już dobra, to miał być komplement – odparł z uśmiechem sadowiąc się przy wyspie
w kuchni.
-
Czemu się tak uśmiechasz – zapytał rozbawiony Jon – Oprócz tego, że jesteś
głodny i oczywiście liczysz na obiad.
- A
tak sobie – wzruszył ramionami udając, że nie wie o czym przyjaciel mówi, lecz
ten podarował mu minę „kogo ty próbujesz oszukać” i Hector zmiękł – No dobra,
złamałeś mnie.
-
Nie mów, że wepchałeś jednak nos tam gdzie nie trzeba. Mimo moich ostrzeżeń…
-
Nie no, spokojnie! – przerwał mu – Właśnie, że miałeś rację – mówił unosząc
brwi – Niechętnie, bo byłem pewien swego i niewiele by mnie powstrzymało, ale
muszę przyznać się do błędu.
Toral
odłożył drewnianą łyżkę, którą mieszał makaron i powoli przeniósł wzrok na
bruneta. Cóż, nie był pewien, czy ta dziewczyna i Wenger są jakoś powiązani,
ale to, żeby Hector nie wtryniał się w to, bo może tylko przynieść kłopoty było
chyba proste i logiczne. Mimo wszystko zdziwiło go to, co powiedział i obawiał
się tego, co mógł za chwilę usłyszeć.
-
Okej… Zapewne poinformujesz mnie jak do tego doszedłeś – powiedział zachęcając
gestem dłoni.
-
Postanowiłem ją przeprosić, że tak naskoczyłem na nią od razu z tymi moimi
podejrzeniami i poszliśmy dziś na spacer. Powiedziała trochę o sobie, między
innymi, że rodzice zabierali ją na mecz, dziadkowie zmarli zanim się urodziła i
opowiadała o nim w sposób… osoby trzeciej – wyjaśnił opadając na oparcie
krzesła.
-
Poważnie zabrałeś dziewczynę na przechadzkę, by wyciągnąć z niej informacje, by
potwierdzić lub obalić swoją chorą tezę? Jesteś bezczelny!
-
Ej, nie! Źle mnie zrozumiałeś! – tłumaczył Hector wymachując rękami – To są
wnioski! Przestań, wiesz, że nie postąpiłbym w ten sposób… Jon.
Bellerin
minął blat i podszedł do niego. Zrozumiał, że faktycznie mogło to tak wyglądać
i na samą myśl na jego czole pojawiły się zmarszczki.
-
Dziewczyna jest naprawdę miła i sympatyczna, nie baw się w detektywa, okej? –
odparł bardziej spokojnie.
-
Nawet nie zacząłem – dźgnął przyjaciela w bok – Miałeś rację więc się ciesz.
Zostawiam to w spokoju, jak obiecałem – odparł i wrócił na swoje miejsce.
-
Cieszę się, że choć raz posłuchałeś – rzekł bardziej spokojny Toral.
- A
tak swoją drogą, całkiem ładna jest, mam rację? – zaczął temat przygryzając
dolną wargę.
-
Ani waż bawić się w swatkę – uciął Jon i zaczął się śmiać.
Zostały niecałe dwa tygodnie do rozpoczęcia
sezonu Premier League. Nawet, gdyby Laura jakimś cudem o tym zapomniała, na
pewno zorientowałaby się, że coś jest nie tak, po stopniowo narastającym
skupieniu wśród piłkarzy. Każdy czuł mobilizację i starał się jak najlepiej
przygotować indywidualnie, by później przełożyć to na grę zespołową.
-
Pomóc w czymś? – zapytała zerkając w papiery, które siedzący na ławce
rezerwowych Wenger zapalczywie przeglądał. Mężczyzna podniósł głowę i
uśmiechnął się na widok wnuczki.
- Nie
trzeba, póki co radzę sobie z tą… makulaturą – odparł – A tobie jak się tutaj
podoba?
-
Jak najbardziej się podoba – powiedziała zadowolona – Najchętniej nie
wracałabym na uczelnię i została tutaj.
-
Miód na serce usłyszeć to od jedynej wnuczki – rzekł cicho – Zauważyłem, że z
piłkarzami również się dogadujesz – uśmiechnął się delikatnie i przeniósł wzrok
na grupę zawodników na boisku, którzy właśnie mieli przerwę.
-
Takie tam… krótkie rozmowy, parę zdań.
-
Cieszę się, że traktujesz ich, jak normalnych ludzi, a nie gwiazdy z ekranu. To
dla nich też wiele znaczy, gdy pojawia się ktoś nowy i mogą zachowywać się
swobodnie – wyjaśnił.
-
Masz rację, są zwykłymi ludźmi. Co więcej, to, że kopią piłkę, są przystojni i
reprezentują najlepszy klub w Anglii – powiedziała z szerokim uśmiechem.
Minęła godzina, gdy nadeszła pora zakończyć
trening i Argent mogła przebrać się w luźniejsze rzeczy. Zarzuciła czerwoną
sportową torbę na ramię i wyszła z szatni. Naprzeciw siebie zobaczyła niedbale
pakującego swoją bluzę Hectora, który po chwili ją zauważył i pomachał jej na
przywitanie. Laura odmachała i uśmiechnęła się do niego.
-
Już nie robisz tej miny na mój widok. Jest postęp – powiedział z dumą.
- To
prawda, nie jest źle – odparła.
Zdarzało
im się ucinać takie pogawędki po niektórych treningach. I już nie po to, by
Bellerin mógł zmienić to, jak jest odbierany w oczach szatynki i nie po to, by
Laura mogła udowodnić mężczyźnie, że jest zwykłą studentką i ten mylił się co
do niej i Arsene Wenger’a.
- To
trochę zabawne – powiedział otwierając dziewczynie drzwi wyjściowe – że tak
sobie teraz rozmawiamy, a ze dwa tygodnie temu zabiłabyś mnie wzrokiem.
- A
ty zamęczył pytaniami – odpowiedziała unosząc brew.
- No
tak – uśmiechnął się.
-
Eh, no tak – westchnęła czując, że mimo wczesnej nienawiści do tego człowieka,
musiała właśnie się do czegoś przyznać – Pomijając początek znajomości, całkiem
swobodnie mi się z tobą rozmawia. Ku mojemu zdziwieniu oczywiście.
-
Wiesz, że właśnie przyszło mi na myśl coś podobnego? – powiedział patrząc na
dziewczynę. Jej brązowe włosy powiewały w delikatnym letnim wietrze.
-
Jak to jest – zaczęła – że czasem ktoś musi cię nieźle wkurzyć, żeby później
normalnie z nim rozmawiać – powiedziała i pokręciła głową.
-
Hej! – usłyszeli za sobą. Obrócili się i zobaczyli biegnącego ku nim Alexis’a –
Oh, miło mi poznać – powiedział wyciągając rękę w kierunku Laury, nieco
zaskoczony – Jesteś…?
-
Laura Argent – odparła szybko – Dziewczyna, która ostatnio plącze się po
treningach w obecności Wenger’a i kilka dni temu trochę was poturbowała –
wyjaśniła uśmiechając się do piłkarza i ściskając jego dłoń.
-
Kojarzę – odparł rozbawiony – Wybieramy się do klubu, idziesz z nami? – zwrócił
się do Hectora – Tego nad jeziorem. Zero alkoholu, a jeśli już, to jedno piwo.
-
Potańczyć, odpocząć – dodał Oxlade, który do nich dołączył – O, twoja siostra?
– zapytał na widok Argent. Szatynka uśmiechnęła się odrobinę spięta. Nie miała
ochoty na żadną imprezę i miła nadzieję, że nikt nie wpadnie na to, by ją
zapraszać.
-
Przecież wiesz, że nie mam siostry głupku – odparł uśmiechnięty Hiszpan.
-
Nieważne, idziemy się zrelaksować, idziesz z nami? – no masz. Niby wyczuła ten
znak zapytania, lecz bardziej brzmiało to, jak niepodważalny fakt. Zerknęła na
Bellerin’a i wcale nie pocieszał ją wyraz jego twarzy, który wyrażał chęć
wzięcia udziału w imprezie. Nim się obejrzała dołączyło do nich kolejnych kilku
zawodników
-
Impreza będzie zamknięta – dodał Giroud – Załatwione – uśmiechnął się do
telefonu.
-
Nie wyglądamy najgorzej, możemy jechać.
-
Dzwonię do Toral’a – powiedział Hector i puścił dziewczynie oczko, co wcale nie
dodało jej optymizmu. Zaklinała w duchu swój telefon, by zaczął dzwonić i
akurat w tym momencie ktoś jej bardzo potrzebował.
- A
ty Laura? Jesteś gotowa? – zapytał Sanchez.
-
Właśnie… - zaczęła rzucając okiem w stronę Hector’a, czy czasem nie kończył
rozmowy – Chyba do was nie dołączę. Muszę przejrzeć notatki, wkrótce zaczynam
rok…
-
Ale jest dopiero początek sierpnia! – przerwał jej Ox – Przyznaj się, że bez
makijażu ani rusz – powiedział ciszej i uśmiechnął się szeroko. Już chciała
zaprzeczyć, lecz ugryzła się w język i pokiwała głową. Chciała, by dali jej już
spokój.
-
Obiecuję, że z następnej imprezy się nie wywinę – powiedziała robiąc krok w
tył.
- Na
pewno, bo jest za tydzień!
Ponownie
ugryzła się w język.
-
Dobrze, nie namawiamy cię, ale gdybyś zmieniła zdanie, to wpadaj – odparł Gabriel
klepiąc dziewczynę delikatnie po ramieniu.
-
Dzięki – odpowiedziała – Udanej zabawy – dodała i odprowadziła mężczyzn
wzrokiem, po czym westchnęła z ulgą.
- To
co, jedziemy? Wstąpimy jeszcze po Jon’a, poznałaś go wtedy, kiedy na mnie
wpadłaś – powiedział Hector chowając telefon do kieszeni.
- Ja
odpadam, innym razem.
-
Jak to…
- A
gdzie wszyscy tak uciekli?
Odwrócili
się ponownie i im oczom ukazał się zdezorientowany Aaron, drapiący się po
brodzie.
-
Zamknięta impreza nad jeziorem – wtrąciła szybko Laura – Wybaczcie, ale ja
wracam do domu. Do zobaczenia – uśmiechnęła się jeszcze na pożegnanie i odeszła.
Modliła się tylko, by żadnemu nie przyszło do głowy jej zatrzymywać.
- Um
okej – mruknął Ramsey – Chyba nie miała ochoty iść – dodał głośniej.
- I
chyba nie lubi, kiedy ktoś ją namawia – powiedział Hector – To co, jedziesz z
nami?
-
Wyjdę na starucha, jeśli powiem, że zmęczył mnie ten tydzień i wolę posiedzieć
przed telewizorem?
-
Hm… Tak, trochę tak – odparł, udając głębokie zamyślenie – Żartuję – zaczął się
śmiać na widok miny kolegi z zespołu – Szykuj siły na bal w przyszłym tygodniu.
-
Cholera, zapomniałem – zaklął pod nosem Walijczyk – Masz już kogoś? – zapytał
unosząc lewą brew.
-
Bardziej na oku, ale można tak powiedzieć – odparł patrząc w bok.
- Co
roku to samo – mruknął pocierając twarz ręką – Okej, nie zatrzymuję cię, leć –
poklepał kumpla po plecach.
-
Jasne, do zobaczenia! – uśmiechnął się i odszedł w stronę samochodu.
Ramsey
sprawdził godzinę i wsiadł do swojego auta. Zastanawiał się jeszcze chwilę nad
tą imprezą, lecz pozostał przy podjętej decyzji i ruszył w stronę domu.
Przejechał
około kilometra, gdy postanowił zjechać na pobocze, po czym odsunął szybę do
końca i przyciszył radio.
-
Nie potrzebujesz taksówki? – zapytał podnosząc okulary na głowę. Dziewczyna z
początku zaskoczona, rozpoznała kierowcę i skrzyżowała ręce na piersi.
-
Nie wiedziałam, że dorabiasz jako taksówkarz – odpowiedziała.
-
Trzeba sobie jakoś radzić – wzruszył ramionami i westchnął ciężko – Jakieś
ciekawsze plany na wieczór, niż siedzenie przed TV z butelką wina?
-
Tak – odparła – Zamiast wina butelka zimnego piwa – uśmiechnęła się sztucznie
pokazując kciuk w górę.
-
Jeśli nie masz nic przeciwko możemy posiedzieć razem z tą zimną butelką –
zaproponował otwierając drzwi samochodu. Szatynka zdjęła okulary
przeciwsłoneczne i drugą ręką przetarła oczy – Zrobiłem coś nie tak…? – zapytał
widząc spięcie na twarzy Laury.
-
Właśnie ogarnęła mnie świadomość, kim jesteś – odpowiedziała – przeczesując
powoli włosy – Wiesz…, piłkarz Arsenalu…, z telewizji…
Ramsey
zaśmiał się cicho.
-
Czyli to dyskwalifikuje mnie z propozycji?
-
Ej, to nie jest śmieszne – oburzyła się – Po prostu się zdenerwowałam, nie wiem
czemu – dodała szybko, na co Aaron dalej się uśmiechał – Oh, nie mam sił się
kłócić – westchnęła wzruszając ramionami i dając tym samym upust emocjom.
-
Jeśli nie chcesz…
-
Myślę, że to nie jest zły pomysł – wtrąciła kiwając głową.
- Do
końca września mieszkam sam. Później wprowadza się córka znajomej i jej
koleżanka z roku.
-
Nie jest ci źle samemu w tak dużym domu? – zapytała rozglądając się.
-
Kwestia przyzwyczajenia – uśmiechnął się – Po prawej jest kuchnia i jadalnia,
po lewej salon a łazienka tutaj.
Mężczyzna
wskazał białe drzwi i sam ruszył do jadalni. Laura przeszła korytarzem parę
kroków i znalazła się w salonie. Ciemną podłogę dekorował szary puchaty dywan,
na którym stał szklany stolik. Meble również królowały w odcieniach szarości.
Ściany były jasnozielone, a na półce nad kominkiem stały różne pamiątki. Było
to naprawdę przytulne miejsce, lecz czegoś w nim Laurze brakowało.
-
Długo tu mieszkasz? – zapytała odwracając się w stronę mężczyzny, który szukał
czegoś w kuchni. Przeszła do jadalni i oparła ręce na krześle patrząc na
piłkarza.
-
Około pięciu lat – odpowiedział zmywając naczynia po śniadaniu – Trochę się
przenosiłem, najdłużej w jednym miejscu mieszkałem rok. No i teraz tutaj. Ale
na pewno tu zostanę, przeprowadzki to męcząca sprawa.
- W
końcu na swoim miejscu – odpowiedziała pocieszająco, na co Ramsey się
uśmiechnął – Pomóc ci w czymś?
-
Nie, wydaje mi się, że nie trze…
- I
tak to zrobię – wzruszyła ramionami i wyjęła piwo z lodówki.
- To
była moja najgorsza kontuzja. Tak ciężkiego powrotu do gry, jak po tej właśnie,
nie miałem.
- I
obyś nie miał – dodała i wzięła łyk piwa. Laura usadowiła się głęboko w
miękkiej sofie, a Aaron opierając kark o fotel siedział na dywanie.
- A
ty? Nigdy nic, zawsze zdrowa? – zapytał spoglądając w kierunku dziewczyny.
- W
wieku dwunastu lat złamałam na rowerze lewy nadgarstek, a mając szesnaście
miałam wycinany wyrostek, o ile można to nazwać kontuzją. Nie zapomnę miny
mojej niani, gdy ze strachem wymalowanym na twarzy stanęłam w drzwiach salonu
trzymając złamaną rękę. Chyba bolało ją bardziej, niż mnie – śmiała się.
-
Moja ciotka dostawała zawału za każdym razem, gdy wracałem z treningów.
Powtarzała mi, że uganianie się za jedną piłką jest niebezpieczne. Już lepiej
wziąć drugą.
-
Haha, albo w ogóle każdy niech ma swoją i za nią biega – powiedziała i obydwoje
zaczęli się śmiać.
-
Nie powstrzymała mnie, a jeśli próbowała to i tak się wymykałem.
- Ja
nie miałam tak łatwo z tym uciekaniem – westchnęła wpatrując się w sufit – Mój
pokój był naprzeciw sypialni niani, a okno zbyt wysoko, by skoczyć. Raz mi się
chyba udało. Gdy rodzice się o tym dowiedzieli niania straciła pracę, a ja
musiałam mieszkać u dziadka, którego nigdy nie było w domu, więc mnie w nim
zamykano. Bo przecież kiedy chciał zabrać mnie ze sobą, rodzice urządzali mu
awanturę.
Aaron
podniósł się na łokciach i patrzył na zdenerwowaną dziewczynę.
-
Wszystko gra…?
-
Tak, wybacz – przerwała mu biorąc głęboki wdech. Walijczyk wstał i zniknął w
kuchni na dłuższą chwilę. Argent opróżniła butelkę, po czym odstawiła ją na
stolik i odwróciła twarz w kierunku kominka. Mimo wakacyjnej pory wieczory w
Londynie potrafiły być chłodne i piłkarz wcześniej dołożył kilka suchych
drewien, które teraz dawały przyjemne ciepło. Dwudziestolatka wpatrywała się w
płomienie ogrzewając tym samym policzki. Wcale nie czuła się dobrze, że
wyrzuciła z siebie część historii. Nie chciała nikogo tym obarczać, nawet
najmniejszym wspomnieniem. Podniosła się, gdy usłyszała dochodzące z jadalni
kroki.
-
Dziękuję za pogaduchy, ale będę…
-
Trzymaj – powiedział nie zwracając uwagi na zamiar dziewczyny i wręczył jej
mokrą z zimna butelkę piwa – Też nie miałem najlepszego dzieciństwa, rodzice od
zawsze starali się wybić mi piłkę nożną z głowy.
Dziewczyna zajęła miejsce naprzeciwko Ramsey’a, który wrócił tam, gdzie siedział.
Dziewczyna zajęła miejsce naprzeciwko Ramsey’a, który wrócił tam, gdzie siedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz