czwartek, 6 kwietnia 2017

Rozdział 5

  Zablokował komórkę i wszedł do środka. Z kuchni dochodziły dźwięki świadczące o krzątającej się tam osobie, a zapach mówił sam za siebie. Czas coś zjeść.
- Stary, nie wiedziałem, że tak dobrze gotujesz – powiedział Hiszpan rzucając torbę na ziemię.
- Stary, nie wiedziałem, że zapraszałem cię na obiad – odgryzł się Toral.
- No już dobra, to miał być komplement – odparł z uśmiechem sadowiąc się przy wyspie w kuchni.
- Czemu się tak uśmiechasz – zapytał rozbawiony Jon – Oprócz tego, że jesteś głodny i oczywiście liczysz na obiad.
- A tak sobie – wzruszył ramionami udając, że nie wie o czym przyjaciel mówi, lecz ten podarował mu minę „kogo ty próbujesz oszukać” i Hector zmiękł – No dobra, złamałeś mnie.
- Nie mów, że wepchałeś jednak nos tam gdzie nie trzeba. Mimo moich ostrzeżeń…
- Nie no, spokojnie! – przerwał mu – Właśnie, że miałeś rację – mówił unosząc brwi – Niechętnie, bo byłem pewien swego i niewiele by mnie powstrzymało, ale muszę przyznać się do błędu.
Toral odłożył drewnianą łyżkę, którą mieszał makaron i powoli przeniósł wzrok na bruneta. Cóż, nie był pewien, czy ta dziewczyna i Wenger są jakoś powiązani, ale to, żeby Hector nie wtryniał się w to, bo może tylko przynieść kłopoty było chyba proste i logiczne. Mimo wszystko zdziwiło go to, co powiedział i obawiał się tego, co mógł za chwilę usłyszeć.
- Okej… Zapewne poinformujesz mnie jak do tego doszedłeś – powiedział zachęcając gestem dłoni.
- Postanowiłem ją przeprosić, że tak naskoczyłem na nią od razu z tymi moimi podejrzeniami i poszliśmy dziś na spacer. Powiedziała trochę o sobie, między innymi, że rodzice zabierali ją na mecz, dziadkowie zmarli zanim się urodziła i opowiadała o nim w sposób… osoby trzeciej – wyjaśnił opadając na oparcie krzesła.
- Poważnie zabrałeś dziewczynę na przechadzkę, by wyciągnąć z niej informacje, by potwierdzić lub obalić swoją chorą tezę? Jesteś bezczelny!
- Ej, nie! Źle mnie zrozumiałeś! – tłumaczył Hector wymachując rękami – To są wnioski! Przestań, wiesz, że nie postąpiłbym w ten sposób… Jon.
Bellerin minął blat i podszedł do niego. Zrozumiał, że faktycznie mogło to tak wyglądać i na samą myśl na jego czole pojawiły się zmarszczki.
- Dziewczyna jest naprawdę miła i sympatyczna, nie baw się w detektywa, okej? – odparł bardziej spokojnie.
- Nawet nie zacząłem – dźgnął przyjaciela w bok – Miałeś rację więc się ciesz. Zostawiam to w spokoju, jak obiecałem – odparł i wrócił na swoje miejsce.
- Cieszę się, że choć raz posłuchałeś – rzekł bardziej spokojny Toral.
- A tak swoją drogą, całkiem ładna jest, mam rację? – zaczął temat przygryzając dolną wargę.
- Ani waż bawić się w swatkę – uciął Jon i zaczął się śmiać.


  Zostały niecałe dwa tygodnie do rozpoczęcia sezonu Premier League. Nawet, gdyby Laura jakimś cudem o tym zapomniała, na pewno zorientowałaby się, że coś jest nie tak, po stopniowo narastającym skupieniu wśród piłkarzy. Każdy czuł mobilizację i starał się jak najlepiej przygotować indywidualnie, by później przełożyć to na grę zespołową.
- Pomóc w czymś? – zapytała zerkając w papiery, które siedzący na ławce rezerwowych Wenger zapalczywie przeglądał. Mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się na widok wnuczki.
- Nie trzeba, póki co radzę sobie z tą… makulaturą – odparł – A tobie jak się tutaj podoba?
- Jak najbardziej się podoba – powiedziała zadowolona – Najchętniej nie wracałabym na uczelnię i została tutaj.
- Miód na serce usłyszeć to od jedynej wnuczki – rzekł cicho – Zauważyłem, że z piłkarzami również się dogadujesz – uśmiechnął się delikatnie i przeniósł wzrok na grupę zawodników na boisku, którzy właśnie mieli przerwę.
- Takie tam… krótkie rozmowy, parę zdań.
- Cieszę się, że traktujesz ich, jak normalnych ludzi, a nie gwiazdy z ekranu. To dla nich też wiele znaczy, gdy pojawia się ktoś nowy i mogą zachowywać się swobodnie – wyjaśnił.
- Masz rację, są zwykłymi ludźmi. Co więcej, to, że kopią piłkę, są przystojni i reprezentują najlepszy klub w Anglii – powiedziała z szerokim uśmiechem.

  Minęła godzina, gdy nadeszła pora zakończyć trening i Argent mogła przebrać się w luźniejsze rzeczy. Zarzuciła czerwoną sportową torbę na ramię i wyszła z szatni. Naprzeciw siebie zobaczyła niedbale pakującego swoją bluzę Hectora, który po chwili ją zauważył i pomachał jej na przywitanie. Laura odmachała i uśmiechnęła się do niego.
- Już nie robisz tej miny na mój widok. Jest postęp – powiedział z dumą.
- To prawda, nie jest źle – odparła.
Zdarzało im się ucinać takie pogawędki po niektórych treningach. I już nie po to, by Bellerin mógł zmienić to, jak jest odbierany w oczach szatynki i nie po to, by Laura mogła udowodnić mężczyźnie, że jest zwykłą studentką i ten mylił się co do niej i Arsene Wenger’a.
- To trochę zabawne – powiedział otwierając dziewczynie drzwi wyjściowe – że tak sobie teraz rozmawiamy, a ze dwa tygodnie temu zabiłabyś mnie wzrokiem.
- A ty zamęczył pytaniami – odpowiedziała unosząc brew.
- No tak – uśmiechnął się.
- Eh, no tak – westchnęła czując, że mimo wczesnej nienawiści do tego człowieka, musiała właśnie się do czegoś przyznać – Pomijając początek znajomości, całkiem swobodnie mi się z tobą rozmawia. Ku mojemu zdziwieniu oczywiście.
- Wiesz, że właśnie przyszło mi na myśl coś podobnego? – powiedział patrząc na dziewczynę. Jej brązowe włosy powiewały w delikatnym letnim wietrze.
- Jak to jest – zaczęła – że czasem ktoś musi cię nieźle wkurzyć, żeby później normalnie z nim rozmawiać – powiedziała i pokręciła głową.
- Hej! – usłyszeli za sobą. Obrócili się i zobaczyli biegnącego ku nim Alexis’a – Oh, miło mi poznać – powiedział wyciągając rękę w kierunku Laury, nieco zaskoczony – Jesteś…?
- Laura Argent – odparła szybko – Dziewczyna, która ostatnio plącze się po treningach w obecności Wenger’a i kilka dni temu trochę was poturbowała – wyjaśniła uśmiechając się do piłkarza i ściskając jego dłoń.
- Kojarzę – odparł rozbawiony – Wybieramy się do klubu, idziesz z nami? – zwrócił się do Hectora – Tego nad jeziorem. Zero alkoholu, a jeśli już, to jedno piwo.
- Potańczyć, odpocząć – dodał Oxlade, który do nich dołączył – O, twoja siostra? – zapytał na widok Argent. Szatynka uśmiechnęła się odrobinę spięta. Nie miała ochoty na żadną imprezę i miła nadzieję, że nikt nie wpadnie na to, by ją zapraszać.
- Przecież wiesz, że nie mam siostry głupku – odparł uśmiechnięty Hiszpan.
- Nieważne, idziemy się zrelaksować, idziesz z nami? – no masz. Niby wyczuła ten znak zapytania, lecz bardziej brzmiało to, jak niepodważalny fakt. Zerknęła na Bellerin’a i wcale nie pocieszał ją wyraz jego twarzy, który wyrażał chęć wzięcia udziału w imprezie. Nim się obejrzała dołączyło do nich kolejnych kilku zawodników
- To jak, jesteśmy gotowi – oświadczył Monreal.
- Impreza będzie zamknięta – dodał Giroud – Załatwione – uśmiechnął się do telefonu.
- Nie wyglądamy najgorzej, możemy jechać.
- Dzwonię do Toral’a – powiedział Hector i puścił dziewczynie oczko, co wcale nie dodało jej optymizmu. Zaklinała w duchu swój telefon, by zaczął dzwonić i akurat w tym momencie ktoś jej bardzo potrzebował.
- A ty Laura? Jesteś gotowa? – zapytał Sanchez.
- Właśnie… - zaczęła rzucając okiem w stronę Hector’a, czy czasem nie kończył rozmowy – Chyba do was nie dołączę. Muszę przejrzeć notatki, wkrótce zaczynam rok…
- Ale jest dopiero początek sierpnia! – przerwał jej Ox – Przyznaj się, że bez makijażu ani rusz – powiedział ciszej i uśmiechnął się szeroko. Już chciała zaprzeczyć, lecz ugryzła się w język i pokiwała głową. Chciała, by dali jej już spokój.
- Obiecuję, że z następnej imprezy się nie wywinę – powiedziała robiąc krok w tył.
- Na pewno, bo jest za tydzień!
Ponownie ugryzła się w język.
- Dobrze, nie namawiamy cię, ale gdybyś zmieniła zdanie, to wpadaj – odparł Gabriel klepiąc dziewczynę delikatnie po ramieniu.
- Dzięki – odpowiedziała – Udanej zabawy – dodała i odprowadziła mężczyzn wzrokiem, po czym westchnęła z ulgą.
- To co, jedziemy? Wstąpimy jeszcze po Jon’a, poznałaś go wtedy, kiedy na mnie wpadłaś – powiedział Hector chowając telefon do kieszeni.
- Ja odpadam, innym razem.
- Jak to…
- A gdzie wszyscy tak uciekli?
Odwrócili się ponownie i im oczom ukazał się zdezorientowany Aaron, drapiący się po brodzie.
- Zamknięta impreza nad jeziorem – wtrąciła szybko Laura – Wybaczcie, ale ja wracam do domu. Do zobaczenia – uśmiechnęła się jeszcze na pożegnanie i odeszła. Modliła się tylko, by żadnemu nie przyszło do głowy jej zatrzymywać.
- Um okej – mruknął Ramsey – Chyba nie miała ochoty iść – dodał głośniej.
- I chyba nie lubi, kiedy ktoś ją namawia – powiedział Hector – To co, jedziesz z nami?
- Wyjdę na starucha, jeśli powiem, że zmęczył mnie ten tydzień i wolę posiedzieć przed telewizorem?
- Hm… Tak, trochę tak – odparł, udając głębokie zamyślenie – Żartuję – zaczął się śmiać na widok miny kolegi z zespołu – Szykuj siły na bal w przyszłym tygodniu.
- Cholera, zapomniałem – zaklął pod nosem Walijczyk – Masz już kogoś? – zapytał unosząc lewą brew.
- Bardziej na oku, ale można tak powiedzieć – odparł patrząc w bok.
- Co roku to samo – mruknął pocierając twarz ręką – Okej, nie zatrzymuję cię, leć – poklepał kumpla po plecach.
- Jasne, do zobaczenia! – uśmiechnął się i odszedł w stronę samochodu.
Ramsey sprawdził godzinę i wsiadł do swojego auta. Zastanawiał się jeszcze chwilę nad tą imprezą, lecz pozostał przy podjętej decyzji i ruszył w stronę domu.
Przejechał około kilometra, gdy postanowił zjechać na pobocze, po czym odsunął szybę do końca i przyciszył radio.
- Nie potrzebujesz taksówki? – zapytał podnosząc okulary na głowę. Dziewczyna z początku zaskoczona, rozpoznała kierowcę i skrzyżowała ręce na piersi.
- Nie wiedziałam, że dorabiasz jako taksówkarz – odpowiedziała.
- Trzeba sobie jakoś radzić – wzruszył ramionami i westchnął ciężko – Jakieś ciekawsze plany na wieczór, niż siedzenie przed TV z butelką wina?
- Tak – odparła – Zamiast wina butelka zimnego piwa – uśmiechnęła się sztucznie pokazując kciuk w górę.
- Jeśli nie masz nic przeciwko możemy posiedzieć razem z tą zimną butelką – zaproponował otwierając drzwi samochodu. Szatynka zdjęła okulary przeciwsłoneczne i drugą ręką przetarła oczy – Zrobiłem coś nie tak…? – zapytał widząc spięcie na twarzy Laury.
- Właśnie ogarnęła mnie świadomość, kim jesteś – odpowiedziała – przeczesując powoli włosy – Wiesz…, piłkarz Arsenalu…, z telewizji…
Ramsey zaśmiał się cicho.
- Czyli to dyskwalifikuje mnie z propozycji?
- Ej, to nie jest śmieszne – oburzyła się – Po prostu się zdenerwowałam, nie wiem czemu – dodała szybko, na co Aaron dalej się uśmiechał – Oh, nie mam sił się kłócić – westchnęła wzruszając ramionami i dając tym samym upust emocjom.
- Jeśli nie chcesz…
- Myślę, że to nie jest zły pomysł – wtrąciła kiwając głową.

- Do końca września mieszkam sam. Później wprowadza się córka znajomej i jej koleżanka z roku.
- Nie jest ci źle samemu w tak dużym domu? – zapytała rozglądając się.
- Kwestia przyzwyczajenia – uśmiechnął się – Po prawej jest kuchnia i jadalnia, po lewej salon a łazienka tutaj.
Mężczyzna wskazał białe drzwi i sam ruszył do jadalni. Laura przeszła korytarzem parę kroków i znalazła się w salonie. Ciemną podłogę dekorował szary puchaty dywan, na którym stał szklany stolik. Meble również królowały w odcieniach szarości. Ściany były jasnozielone, a na półce nad kominkiem stały różne pamiątki. Było to naprawdę przytulne miejsce, lecz czegoś w nim Laurze brakowało.
- Długo tu mieszkasz? – zapytała odwracając się w stronę mężczyzny, który szukał czegoś w kuchni. Przeszła do jadalni i oparła ręce na krześle patrząc na piłkarza.
- Około pięciu lat – odpowiedział zmywając naczynia po śniadaniu – Trochę się przenosiłem, najdłużej w jednym miejscu mieszkałem rok. No i teraz tutaj. Ale na pewno tu zostanę, przeprowadzki to męcząca sprawa.
- W końcu na swoim miejscu – odpowiedziała pocieszająco, na co Ramsey się uśmiechnął – Pomóc ci w czymś?
- Nie, wydaje mi się, że nie trze…
- I tak to zrobię – wzruszyła ramionami i wyjęła piwo z lodówki.

- To była moja najgorsza kontuzja. Tak ciężkiego powrotu do gry, jak po tej właśnie, nie miałem.
- I obyś nie miał – dodała i wzięła łyk piwa. Laura usadowiła się głęboko w miękkiej sofie, a Aaron opierając kark o fotel siedział na dywanie.
- A ty? Nigdy nic, zawsze zdrowa? – zapytał spoglądając w kierunku dziewczyny.
- W wieku dwunastu lat złamałam na rowerze lewy nadgarstek, a mając szesnaście miałam wycinany wyrostek, o ile można to nazwać kontuzją. Nie zapomnę miny mojej niani, gdy ze strachem wymalowanym na twarzy stanęłam w drzwiach salonu trzymając złamaną rękę. Chyba bolało ją bardziej, niż mnie – śmiała się.
- Moja ciotka dostawała zawału za każdym razem, gdy wracałem z treningów. Powtarzała mi, że uganianie się za jedną piłką jest niebezpieczne. Już lepiej wziąć drugą.
- Haha, albo w ogóle każdy niech ma swoją i za nią biega – powiedziała i obydwoje zaczęli się śmiać.
- Nie powstrzymała mnie, a jeśli próbowała to i tak się wymykałem.
- Ja nie miałam tak łatwo z tym uciekaniem – westchnęła wpatrując się w sufit – Mój pokój był naprzeciw sypialni niani, a okno zbyt wysoko, by skoczyć. Raz mi się chyba udało. Gdy rodzice się o tym dowiedzieli niania straciła pracę, a ja musiałam mieszkać u dziadka, którego nigdy nie było w domu, więc mnie w nim zamykano. Bo przecież kiedy chciał zabrać mnie ze sobą, rodzice urządzali mu awanturę.
Aaron podniósł się na łokciach i patrzył na zdenerwowaną dziewczynę.
- Wszystko gra…?
- Tak, wybacz – przerwała mu biorąc głęboki wdech. Walijczyk wstał i zniknął w kuchni na dłuższą chwilę. Argent opróżniła butelkę, po czym odstawiła ją na stolik i odwróciła twarz w kierunku kominka. Mimo wakacyjnej pory wieczory w Londynie potrafiły być chłodne i piłkarz wcześniej dołożył kilka suchych drewien, które teraz dawały przyjemne ciepło. Dwudziestolatka wpatrywała się w płomienie ogrzewając tym samym policzki. Wcale nie czuła się dobrze, że wyrzuciła z siebie część historii. Nie chciała nikogo tym obarczać, nawet najmniejszym wspomnieniem. Podniosła się, gdy usłyszała dochodzące z jadalni kroki.
- Dziękuję za pogaduchy, ale będę…
- Trzymaj – powiedział nie zwracając uwagi na zamiar dziewczyny i wręczył jej mokrą z zimna butelkę piwa – Też nie miałem najlepszego dzieciństwa, rodzice od zawsze starali się wybić mi piłkę nożną z głowy.
Dziewczyna zajęła miejsce naprzeciwko Ramsey’a, który wrócił tam, gdzie siedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz