- Jak tam? Stresik jest? –
zapytał brunet z kilkudniowym zarostem poklepując starego przyjaciela po
plecach. Ten, zamyślony potrząsnął lekko głową i spojrzał na niego marszcząc
brwi – Pytałem, czy się denerwujesz – ponowił pytanie rozumiejąc grymas na
twarzy piłkarza.
Stali w tunelu prowadzącym
na stadion oczekując na sygnał do wyjścia. Jedni podskakiwali, drudzy
wykonywali skłony, wszystko, by nie pozwolić mięśniom ostygnąć. Lecz
dwudziestolatek błądził wzrokiem po suficie i ścianach czerwono-białego
pomieszczenia.
- Teraz już tak – odparł i
uśmiechnął się po chwili do przyjaciela.
- Ej, rozluźnij się! To
tylko twój debiut i to nic takiego, że każdy będzie na ciebie patrzył i
zapisywał jak sobie radzisz i ile błędów popełniłeś…
- Nie pomagasz – przerwał
mu odchylając głowę w jego kierunku.
- No weź! Zobaczysz, że
nie będzie tak źle, jak na to wygląda – wzruszył ramionami odczekując chwilę,
po czym roześmiał się na widok spiętej twarzy przyjaciela – Żartuję przecież –
szturchnął go w bok – Zapomnij o tym. Po prostu wejdź w grę, nie myśląc, co
dzieję się poza nią i… rób swoje.
- W końcu mówisz
konkretnie – uśmiechnął się szeroko i pokręcił żartobliwie głową.
- No, a jak tam się sprawy
mają? – zapytał, niewinnie zmieniając temat.
- Hm? Jakie sprawy? – dopytywał
przyjaciel, nie mogąc zrozumieć.
Toral zmieszał się takim
obrotem spraw. Uśmiech jakby zniknął z jego twarzy, a wzrok na chwilę stał się
nieobecny. Dokładnie wczoraj o tej porze dowiedział się, że rozmowy o
wypożyczeniu Bellerina są w bardzo zaawansowanym stadium. Domyślał się, że jego
przyjaciel prawdopodobnie już wie, gdzie spędzi ten sezon, lecz ani słowem mu o
tym nie wspomniał. Sam nie wiedział, co ma myśleć. Dzisiaj debiutuje, co może
oznaczać, że z przenosin nici, lecz może to tylko taka przykrywka. Coś jakby
jednak mu mówiło, że Hector opuści go i uda się na wypożyczenie do Watford. Był
to klub drugoligowy, co oznaczałoby, że na te kilkanaście miesięcy Hiszpan
będzie musiał opuścić Emirates. Nie chciał tego. Od zawsze byli razem, czy to w
szkółce piłkarskiej Barcelony, czy to w kadrze reprezentacji Hiszpanii… Zawsze.
Zdarzały się dłuższe, bądź krótsze przerwy, ale nie cały sezon… Do ostatniej
chwili miał nadzieję, że coś się zmieni, że ktoś zrezygnuje, lecz wiedział, że
siedzenie na ławce nie pomoże mu w zdobyciu miejsca w pierwszym składzie,
musiał regularnie grać i zdobywać potrzebne doświadczenie, umiejętności…
- Wszystko okej? – zapytał
Bellerin, wydzierając przyjaciela z namysłu – Pogadamy po meczu, muszę już iść
– dodał szybko, po czym obydwie drużyny zgromadzone w tunelu wyszły na murawę.
- Jasne… - odpowiedział,
lecz zbyt późno, by ktokolwiek mógł go usłyszeć. Stał wbity w ziemię patrząc,
jak kolejno zawodnicy przekraczali białą linię wyznaczającą krańce boiska. Bał
się tego, czego dowie się po meczu…
- Zapomniałeś czegoś? –
usłyszał znajomy głos i odwrócił się w jego kierunku.
- Nie, nie… Już idę –
odpowiedział i razem z Gnabry’m ruszyli zająć swoje miejsca na trybunach, tuż
za ławką rezerwowych.
Przyszło mu na myśl, że
może to i lepiej, że Hector nic mu jeszcze nie powiedział. Na pewno ich rozmowa
urwałaby się w ważnym momencie i wyszedłby na boisko z natłokiem myśli, które
nie pozwoliłyby mu się skupić. A debiut ma się przecież tylko raz. Westchnął
żałośnie zwracając tym na siebie uwagę towarzysza.
- Jesteś chory? – zapytał
unosząc jedną brew.
- Nie... – odparł
markotnie – Ale to jest całkiem dobry
pomysł – ożywił się patrząc na ciemnoskórego chłopaka.
- Stary, wszystko z tobą w
porządku? – odparł zdziwiony rozchylając usta.
- Uh… Tak, zapomnij –
pokręcił głową przecierając oczy palcami.
Dwudziestolatek z uwagą
przyglądał się chłopakowi po czym uśmiechnął się do siebie w geście
zrozumienia.
- Chodzi o wypożyczenie
Bellerin’a – stwierdził, a Toral spojrzał na niego wzrokiem pełnym niepewności
– Każdy wie, że ty i Hector jesteście nierozłączni, ale przecież jakoś to
przeżyjecie.
Piłkarze odnaleźli swoje
miejsca na trybunach i usadowili się na nich. Odczekali chwilę, aż zabrzmi
pierwszy gwizdek rozpoczynający mecz i poświęcili kilka minut, by zaznajomić
się ze składem drużyny przeciwnej, którą był West Ham.
- Wiesz coś na ten temat?
Podpisali kontrakt? – wypalił zniecierpliwiony Jon.
- A co ja jestem, Wenger?
– zaśmiał się Gnabry – Nie mam pojęcia, zresztą gdybym wiedział, to i tak bym
nie pisnął słowa – Toral spojrzał na niego zdziwiony – No co. Każdy by wolał,
żebyś usłyszał to od niego.
- Fakt – mruknął opierając
głowę na oparciu czerwonego fotela z logiem klubu i zaczął śledzić przebieg
meczu.
- Dobra. Gadaj co ci jest
– Serge patrzył na niego wyczekująco wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu – Nikt
normalny się tak nie przejmuje wypożyczeniem swojego przyjaciela!
- Dzięki, że obarczasz
mnie o niepoczytalność – odpowiedział dwudziestojednolatek i zaczęli się śmiać.
- Przecież dobrze wiesz,
że Hector jest dobrym obrońcą. Wenger go nie sprzeda. A to tylko jeden sezon i
nim się obejrzysz, on znów tu będzie. Wytrzymasz – stwierdził i zaczął wodzić
wzrokiem za podawaną piłką przez graczy West Hamu.
- Bez urazy, ale nie mam
nikogo tak bliskiego, jak on, nikogo, kto tak dobrze mnie zna. Poza tym… -
urwał, bo Kanonierzy byli bardzo blisko zdobycia bramki.
- Poza tym, co? – ponaglał
przyjaciela Gnabry.
- Mam przeczucie, że coś
się wydarzy. Coś nieoczekiwanego – odparł powoli dobierając słowa, co wywołało
lekkie przerażenie na twarzy dwudziestolatka.
- Dobra… Zaczynasz mnie
przerażać. Jesteś jakimś mediu… Patrz! GOOOL!!
Wszyscy zgromadzeni na
Emirates podnieśli się z miejsc i zaczęli krzyczeć i wiwatować. Po chwili z
głośników wydobył się głos oznajmiający asystę i autora zdobytej bramki. Gola
strzelił Giroud, a asystował mu… Bellerin. Toral słysząc to uśmiechnął się do
siebie i odpychając natłok myśli usiadł z powrotem na swoim miejscu.
- To właśnie było twoim
przeczuciem? – krzyknął radośnie Gnabry.
Dziewczyna o włosach w odcieniu miedzi
wpatrywała się, jak ulubiona, a raczej ukochana drużyna jej przyjaciółki
wychodzi na boisko. Jak zwykle Laura starała się kupić takie bilety, by być
najbliżej i jednocześnie widzieć wszystko, co istotne. Patrzyła teraz na nią i
zastanawiała się, jakim cudem tyle lat wytrzymała z kimś, kto uwielbia ten
sport. Bo przecież ona sama brzydziła się piłką nożną, a teraz siedzi obok
największej fanki Arsenalu i ogląda mecz.
- Nie patrz tak na mnie!
Patrz jak grają! – krzyknęła wśród rozentuzjazmowanego tłumu przerywając
zamyślenie przyjaciółki.
- Wybacz – uśmiechnęła się
rudowłosa – Zamyśliłam się.
- Oo, ciekawe nad czym.
Przecież jest mecz! – odpowiedziała nie patrząc na przyjaciółkę.
- Naprawdę nigdy nie
chciałaś zostać po meczu i spotkać się z którymś z nich? – dziewiętnastolatka
poszła w ślady szatynki i podążając wzrokiem za przemieszczającą się piłką
zadała pytanie. Kątem oka zauważyła jednak, że odwróciła tym uwagę dziewczyny
od meczu.
- Nigdy – odparła krótko –
Dla mnie liczy się całość, a nie poszczególni zawodnicy – uśmiechnęła się
delikatnie do towarzyszki i ponownie odwróciła wzrok w kierunku boiska.
- Naprawdę? Nawet na
minutę? Porozmawiać z którymś, na przykład… O, ten z dwunastką.
- Giroud? – zaśmiała się
uroczo – Niby o czym miałabym z nim rozmawiać? To, że uwielbiam piłkę, nie
znaczy, że jestem ekspertem w tej dziedzinie i potrafię grać – puściła jej
oczko i zacisnęła mocno kciuki, bo czerwona drużyna znajdowała się
niebezpiecznie blisko bramki przeciwnika.
- Jak zwykle wygrywasz tę
rozmowę – westchnęła Lydia – To na pewno nie ma nic wspólnego z tym, że twój
dzia…
- GOOOOOL!! Widziałaś to?!
Co za akcja! – krzyknęła Laura przerywając przyjaciółce i nagle cały stadion
oszalał.
Ta spojrzała na nią z
rozbawieniem podziwiając, jak jedna osoba może być tak oddana drużynie
piłkarskiej. Od tej strony tylko ona ją znała i tylko ona wiedziała jak bardzo szatynka
ożywia się, gdy usłyszy jedno słowo. Arsenal.
- Kto trafił? – zapytała
krzycząc.
- Giroud! – odpowiedziała
przekrzykując tłum – Ale bardziej
zastanawia mnie, jak taki młody obrońca mógł stworzyć takie podanie! W dodatku
obrońca, który debiutuje!
W pewnej chwili dziewczyny
przeniosły swój wzrok na ogromny telebim, na którym właśnie odtwarzano powtórkę
całej akcji. Martin otworzyła oczy ze zdumienia.
- Wiesz, że nie znam się
na tym, ale to, co zrobił ten piłkarz…
- No nie?! Coś
fantastycznego! – krzyczała radośnie Laura.
Kwadrans przed końcem meczu Lydia postanowiła
opuścić stadion. Zawsze tak robiła, gdyż przepychanie się wśród
kilkutysięcznego tłumu zmierzającego do wyjścia nie było czymś, czego chciała
doznać na własnej skórze. Jak za każdym razem, poinformowała przyjaciółkę, że
będzie czekać przed wejściem i spokojnym krokiem ruszyła w kierunku tuneli.
Natomiast Laura czekała do ostatniej minuty meczu. Nigdy nie zapomni, jak w 87
minucie otrzymała bardzo ważny telefon i musiała opuścić stadion. Arsenal
przegrywał 0:1, a gdy wróciła do domu, okazało się, że wygrał 2:1. Cały tydzień
nie mogła sobie tego wybaczyć.
Kiedy sędzia po raz ostatni użył gwizdka
zadowolona Laura i kilka tysięcy innych kibiców powoli opuszczali stadion. W
przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, Argent była tym doświadczeniem
zachwycona. Wśród tłumu fanów czuła się częścią czegoś wielkiego i zarazem
pięknego. Tak też było i tym razem, gdy przymykając delikatnie oczy i wsuwając
dłonie w kieszenie swoich spodni nasłuchiwała pełnych radości i dumy rozmów
kibiców. Przerwała tę czynność, czując na nodze rozchodzące się wibracje.
Wysunęła telefon z kieszeni i odczytała wiadomość. Była tym tak zaabsorbowana,
że nie zważając na nic postanowiła iść z tłumem, co później okazało się być
błędną decyzją…
Trzeci raz już kasowała napisane wcześniej
słowa. Była zszokowana. Zarówno adresatem wiadomości, jak i jej treścią. Nie
potrafiła stworzyć żadnego sensownego zdania, które nadawałoby się, jako
odpowiedź i nie zdradzało zbyt wielu emocji. Postanowiła napisać do Lydii, że
wyjdzie ze stadionu później niż zwykle i skierowała się w stronę toalet bez
sprawdzania właściwego kierunku. Jeszcze raz odczytała otrzymaną wcześniej
wiadomość i podnosząc na sekundę wzrok znad ekranu komórki dostrzegła klamkę,
którą chwyciła i pociągając do siebie weszła do środka. Westchnęła ciężko
odchylając głowę, po czym przetarła zmęczone oczy, które powoli otworzyła.
- O stary! To było
nieziemskie!
- A ty to co! Drugi gol
wcale nie był gorszy od pierwszego!
- Prawidłowe rozpoczęcie
sezonu panowie! – krzyknął donośnie Cazorla i cała drużyna zaczęła wiwatować.
- Nie zapominajmy o
autorze znakomitej asysty! – dodał Olivier obejmując ramieniem Hectora.
Ten nieznacznie speszony
ściskał w lewej dłoni swoją mokrą od potu koszulkę, a drugą uniósł w górę i
szeroko się uśmiechnął.
- Ya Gunners, Ya!
- Powiem ci młody, że coś
z ciebie będzie – poklepał go po plecach Giroud i odszedł do swoich przyjaciół.
- Coś ze mnie będzie… -
szepnął do siebie z nadzieją w głosie i spojrzał na herb widniejący na jego
białych spodenkach.
- Gratuluję mistrzu! –
usłyszał za sobą radosny głos, który rozpoznawał już od ponad piętnastu lat.
Odwrócił się w kierunku przyjaciela i posłał mu szeroki uśmiech – Chyba
słyszałeś to „OOOO”, kiedy pokazano powtórkę gola. I nie mam na myśli bramki –
Toral poruszył teatralnie brwiami i wyściskał chłopaka.
- To dopiero pierwszy
mecz, no wiesz… Takie coś może mi się przytrafić…
- Nie, ani się waż tego
mówić. To było fenomenalne zgranie! Wenger będzie dumny – odparł stanowczo Jon
dumnie kiwając głową.
- Mam nadzieję – westchnął
z radością Hector – Podszkolę się trochę i w przyszłym sezonie pokażę co potrafię
– powiedział i sięgnął po mokry ręcznik, który przełożył przez rozgrzane
ramiona.
- Nie rozumiem –
zmarszczył czoło Toral sadowiąc się na ciemnobrązowej ławce – Co masz na myśli?
– wydukał przełykając głośno ślinę. Bardzo dobrze wiedział, co to oznacza. Miał
jednak nadzieję, że się myli. Patrzył z wyczekiwaniem na dwudziestolatka, który
przybrał poważną minę i spuścił głowę.
- Podpisałem dziś rano
kontrakt – powiedział spokojnie – Wypożyczenie do Watford.
Jon spojrzał na swoje
dłonie pustym wzrokiem. W głowie dźwięczały mu słowa wypowiedziane przed chwilą
przez Hectora. Bał się, że zostanie sam i nikt nie będzie potrafił rozmawiać z
nim tak, jak on. Czuł się jak zagubione dziecko, które w tłumie nie widzi
żadnej znajomej twarzy.
- Gratuluję – odparł
zaciskając pięści.
- Słuchaj, wiesz, że tego
nie chcę – zaczął Bellerin przysiadając się do przyjaciela – Ale sam wiesz, jak
to jest. Nie grasz – nie ma cię w pierwszym składzie. Debiutowałem dzisiaj,
żeby pokazać władzom Watford’u na co mnie stać, ale nie spodziewałem się aż
takiego popisu z mojej strony – uśmiechnął się niewinnie – Damy sobie radę. Też
się martwię, jak to będzie. Zawsze byliśmy razem…
- I będziemy – przerwał mu
patrząc głęboko w oczy – Jesteś dla mnie jak brat…
- A bracia nie odchodzą na
zawsze – dodał Hector i przytulił się do Hiszpana.
- Jakoś to znio… - zaczął,
lecz przerwał wytężając słuch.
- Co jest? – zapytał cicho
Hector patrząc wyczekująco na Torala.
- Dlaczego zrobiło się tak
cicho…
Mężczyźni rozejrzeli się
po szatni i podnieśli się szukając wzrokiem przyczyny tej sytuacji. Podeszli do
grupy piłkarzy i spojrzeli w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Rozchylili usta
ze zdziwienia, a ich brwi powędrowały w górę.
Przed nimi stała
dziewczyna, której wyraz twarzy mówił sam za siebie. Była zszokowana zarówno
tym, gdzie się znajduje, jak i samym widokiem kilkunastu półnagich piłkarzy.
Jej prawa ręka powędrowała w okolice skroni, a z ust wydobył się świst
wydychanego powietrza.
- By to szlag… - szepnęła
niemal niesłyszalnie.
Miała włosy w odcieniu
ciemnego miodu i pełne, wydatne usta, które w obecnej chwili nerwowo
przygryzała. Dopiero teraz Toral zorientował się, że dziewczyna ściska w lewej
dłoni szalik z nazwą drużyny, a ubrana była w ich klubową koszulkę, której herb
delikatnie drżał pod wpływem szybkich uderzeń jej serca. Nagle po szatni
przebiegł szmer, który wywołał na twarzy szatynki lekkie rumieńce. Po chwili z
szeregu zaciekawionych mężczyzn wystąpił Olivier, który stanął przed
niespodziewanym gościem. Wyprostował się, by wydać się jej jeszcze bardziej
większy i groźniejszy, po czym uniósł lekko prawą brew.
Giroud był typem człowieka, który rozbawia
towarzystwo. Czy to przed, czy po meczu, w jednej minucie potrafił rozśmieszyć
całą szatnię i poprawić wszystkim humor. Miał jednak chwile, w których gwiazdorzył,
lub bardzo chciał się popisać. Starał się z tym walczyć, lecz nie zawsze mu to
wychodziło.
- Potrzebujesz czegoś? –
zapytał nieco lekceważącym tonem, w którym dało się odnaleźć iskierki złości.
Dziewczyna przeniosła wzrok na jego twarz i marszcząc nos pokręciła głową – A
może jesteś jedną z tych wrednych dziennikarek, które tylko polują na sekrety i
ploteczki? – kontynuował, lecz bardziej srogim tonem.
Na widok jego zachowania Toral miał ochotę
wyrwać się z tłumu i zakończyć tę szopkę, lecz od klubowej dwunastki był dużo
młodszy i nie grał w pierwszym składzie, by móc ot tak go upominać. Nie
chodziło tutaj o jakąś hierarchię. W drużynie każdy był ważny i jeden szanował
drugiego. Dlatego Jon westchnął jedynie żałośnie i czekał na rozwój sytuacji.
- Giroud, przestań –
odezwał się z radością w głowie Sanchez zakładając koszulkę – Nie widzisz, że
to zwykła dziewczyna? – uśmiechnął się do niej klepiąc przyjaciela po plecach.
Szatynka spojrzała na piłkarza
i rozluźniła się nieco. Chyba jej trochę nie docenili i zaniżyli wiekowo. To,
że nie jest tak wysoka, jak Olivier, nie znaczy, że jest dziesięciolatką.
Wiedziała, że tacy, jak oni są wysocy, ale w rzeczywistości byli naprawdę
wielcy.
Powoli docierało do niej, że znajduje się w
szatni drużyny, którą miała w sercu od zawsze. Ale, co dziwnie, nie odczuwała
potrzeby poznania ich bliżej, czy też zadania kilku pytań, które zapewne
słyszeli codziennie od swoich fanów. Po prostu chciała stąd wyjść. Jak najszybciej.
Była w miejscu, w którym nigdy nie powinna się znaleźć. Dopiero teraz poczuła niebezpieczeństwo,
przed którym od zawsze ją przestrzegano.
- Jasne, a… - zaczął zbity
z tropu Giroud.
- Tak, zwykła dziewczyna –
przerwała mu uśmiechając się delikatnie, czym wywołała totalną ciszę. Nie
zważając na to i chcąc opuścić to pomieszczenie postanowiła zwinnie się wymknąć
– Wybaczcie za najście, trafiłam tu całkiem przypadkiem. Całą uwagę skupiłam na
komórce – dopowiedziała szybko widząc, jak Olivier otwiera usta.
- Cóż… - odezwał się cichy
dotąd Oxlade – Wybacz nam to nieprzyjazne zachowanie kolegi – uśmiechnął się
podchodząc do niej – W ramach przeprosin podpiszemy się na twoim szaliku, co ty
na to? – zaproponował rozglądając się zapewne za czarnym markerem.
- Em, nie trzeba –
uśmiechnęła się i zrobiła krok w tył – Muszę iść.
- Naprawdę nie chcesz? Z
tego co widać, pewnie nam kibicujesz – zauważył Sanchez, co wywołało nerwowy
uśmiech na twarzy dziewiętnastolatki.
- Oj no weź. Albo
przynajmniej sam Oli, za to że tak naskoczył – poruszał brwiami Ox, na co
Giroud spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie mam mu tego za złe,
to prawidłowa reakcja – odparła szybko czując, że musi się namęczyć, żeby stąd
wyjść. Brakuje jeszcze tylko tego, żeby wszedł…
- To chociaż autor
dzisiejszej asysty miesiąca. Hm? – nalegał Anglik.
Argent westchnęła i
pokiwała głową wysuwając rękę, w której był klubowy szalik.
- Hector! Chodź no tu –
krzyknął z uśmiechem Sanchez i puszczając oczko dziewczynie wrócił do
przerwanego przyjściem Laury zajęcia, a w jego ślady poszła reszta drużyny. W
pewnej chwili do szatynki podszedł Bellerin, który wcześniej usiłował
przecisnąć się przez tłum piłkarzy.
- Trzymaj – odezwał się Ox
podając Hiszpanowi czarny flamaster – To była niezła niespodzianka. Mam
nadzieję, do zobaczenia – uśmiechnął się do Laury i odszedł pozostawiając ją
sam na sam z obrońcą. W myślach dziękowała za to, że jeszcze kilka sekund i
opuści tę szatnię pełną uczucia niezręczności.
- To dla kogo ma być ten
podpis? – usłyszała obok siebie, co przerwało jej myśli.
- Em, słucham? – zapytała
patrząc w stronę piłkarza.
- Chcę napisać coś, co
zapamiętasz. Uwierz, że nam ta sytuacja na długo utkwi w pamięci – uśmiechnął
się szeroko i podniósł wzrok na dziewczynę – To jak masz na… - przerwał, gdy
tylko zobaczył z bliska rysy jej twarzy.
- Wszystko w porządku? –
zapytała unosząc brwi w lekkim zażenowaniu. Bardzo peszyło ją, gdy ktoś długo
na nią patrzył.
- Ja… Wybacz, przypominasz
mi kogoś… – odparł odwracając wzrok i przywołując na twarz sztuczny uśmiech,
obracając przy tym w palach zatyczkę markera. Jego słowa sprawiły, że Laurę
przeszedł dreszcz. Nie, to na pewno nie to, gdyby była do niego podobna, już
dawno prawda wyszłaby na jaw.
W szatni panował gwar, zawodnicy jakby
zapomnieli o obecności niespodziewanego gościa, co tylko nadało tej sytuacji
lekkiej tajemniczości.
- Nie szkodzi, codziennie
widujesz setki osób, więc nie ma w tym nic dziwnego – powiedziała speszona
nerwowo drapiąc się za uchem – Laura, mam na imię Laura – dodała patrząc, jak
piłkarz mocuje się z markerem i po chwili podpisuje się na jej szaliku. Jego
dłoń dziwnie zadrżała, gdy z jej ust wydobyło się to imię, lecz nie dał tego po
sobie pokazać. Wyprostował się oddając dziewczynie szalik i uśmiechnął się, tym
razem bardziej szczerze. Mimo to Argent zauważyła zmianę, gdy usłyszał jej
imię. Nie mogła tego zrozumieć, lecz gdy w końcu na nią spojrzał, zrozumiała,
że jej obawy się potwierdzą, jeśli zaraz stąd nie wyjdzie.
- Dzięki. I przepraszam za
zamieszanie – podniosła dłoń w geście pożegnania i odwróciła się szybko
wpadając na kogoś. Odsunęła się i spojrzała na swoją przeszkodę.
Kolejny dreszcz.
- Chłopcy, a więc… Czy
ktoś mi powie, co ta dziewczyna tutaj robi? – starszy mężczyzna rozłożył ręce i
zwrócił się do rozmawiających ze sobą zawodników. Stopniowo w pomieszczeniu
nastawała cisza. Dziewczyna nie miała zamiaru zapoznawać się z całym sztabem
szkoleniowym i ochroną, więc postanowiła wykorzystać moment.
- Przepraszam, pomyliłam
drzwi. Już mnie tu nie ma – odpowiedziała szybko ze sztucznym uśmiechem i
zwinnie wymijając mężczyznę tak, by nie mógł na nią spojrzeć wyszła z szatni,
ukradkiem rzucając spojrzenie autorowi podpisu na jej szaliku. W jego oczach
dostrzegła rosnące zdziwienie. Odwróciła się i biegiem ruszyła w kierunku wyjścia.
Z trudem przełknęła ślinę, gdy znalazła się na zewnątrz. Cała drżała. Spokojnie,
musi wziąć się w garść. Prawdopodobieństwo, że ten piłkarz znowu ją zobaczy
jest naprawdę niskie. No ale jednak jakieś jest. Nie rozmawiała z nim długo,
ale na pewno coś z jej twarzy zapamiętał.
Wdech i wydech.
Wystarczy, że będzie
uważniejsza na meczach… albo po prostu będzie chodzić tylko na te ważniejsze…
Albo w ogóle przestanie tutaj przychodzić… Na samą myśl zalał ją smutek. Dobrze
wiedziała, że będzie musiała podjąć taką decyzję, prędzej, czy później. Musiała
chronić siebie i swoich bliskich. Za wszelką cenę.
- Co taki osowiały, co? –
zapytał pakując ostatnie rzeczy pozostawione na półce – Powinieneś świętować
taki pokaz talentu.
- Tak tak, masz rację –
odparł sucho – Po prostu… Aa nieważne – westchnął ciężko zasuwając sportową
torbę.
- Hector? Jesteś chory? –
dopytywał zadziwiony Toral – Pierwszy raz od dłuższego czasu nie chcesz
pogadać. A przecież już jutro… wyjeżdżasz – dodał przełykając ciężko ślinę.
Bellerin spojrzał na niego
i uśmiechnął się kręcą głową. Będzie mu go brakowało przez ten sezon, ale to
tylko wzmocni ich przyjaźń. Takie miał przeczucie.
- Dziś rano, kiedy
podpisałem ten kontrakt – zaczął, gdy opuszczali szatnię – w pośpiechu
wyszedłem z gabinetu Wengera zapominając kopii dokumentów. Kiedy wróciłem,
drzwi były uchylone i daję słowo, że miałem je otworzyć…
- Ale? – zachęcał Jon.
- Ale usłyszałem ożywioną
rozmowę. A raczej kłótnię. Dopiero później zorientowałem się, że to rozmowa
telefoniczna trenera z… właściwie to nie wiem z kim – wzruszył ramionami,
jednak widać było, że jest przejęty – Mówił, że musi się z nią zobaczyć, że
minęło tyle lat, że… I później usłyszałem to imię. Nic mi nie mówiło, nie znam
chyba takiej osoby. Odczekałem, aż się uspokoi i zabrałem kontrakt. Ale
dzisiaj…
- Przerażasz mnie, stary.
Czyżby sława ci już odbiła? – śmiał się przyjaciel – A tak serio, jaka jest
puenta, co cię tak dręczy?
Hiszpan spojrzał w niebo,
gdy wyszli ze stadionu. Zastanawiał się, czy tak samo dobrze będzie się czuł w
Watford. Nowi ludzie, nowe doświadczenia.. Ale mimo to, wróci. Tutaj, na
Emirates, by zrobić coś wielkiego.
- Chyba wiem coś, czego
nigdy nie powinienem się dowiedzieć.
~***~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz